11 sty 2016

Konkurs karnawałowy z Mancią i Lidl Polska



Drodzy czytelnicy bloga!

Karnawał to czas imprez, szaleństwa i zabawy do białego rana! Czy jest ktoś, kto chociaż raz nie zorganizował spotkania z bliskimi przyjaciółmi przy dobrym winie i smacznych zakąskach? Aby ułatwić Wam tworzenie menu na ten wyjątkowo szalony wieczór, razem z Lidl Polska mam przyjemność zorganizować dla Was konkurs, w którym do wygrania będą 3 zestawy wspaniałych włoskich produktów, z których stworzycie niebanalne i fantastyczne dania:

Makaron Cannelloni
Włoskie ciasteczka sort.
Spaghetti Tricolore HWG
Oliwki Bella di Cerignola
Sosy balsamiczne sort.
Sos z pomidorów daktylowych sort.
Sosy włoskie sort.
Suszone pomidory w oleju słonecznikowym
Filety z sardeli w oliwie z oliwek 

  
Jednak aby wygrać wyżej wspomniany kosz dobroci, należy wykonać zadanie konkursowe:


Wspomnienia z dzieciństwa często wywołują kręcącą się łezkę w oku. Napisz w komentarzu, jak wspominasz ten czas z przygotowań do balu/spotkania karnawałowego i z jakim smakiem Ci się on szczególnie kojarzy. Opisz sytuację (np. smażenie z mamą chrustu, pączków, pieczenie smakołyków na szkolny bal itp.) i podaj swój przepis na ulubiony smakołyk karnawałowy.


Konkurs rozpoczyna się 11 stycznia o godzinie 10.30 rano i trwa dokładnie 6 dni, do 17 stycznia do godziny 10.30 rano. Wyniki zostaną ogłoszone 20 stycznia na stronie mojego bloga, a także na fanpage.

Jeżeli komuś nie uda się wywalczyć nagrody, wszystkie produkty wchodzące w jej skład będą dostępne podczas tygodnia włoskiego w Lidlu od 18 stycznia :)


Regulamin:

1. Konkurs nie jest loterią, ani grą losową. Wyłonienie zwycięzców następuje po zakończeniu konkursu i jest przeprowadzane przez komisję, w skład której wchodzę ja - Maria Zając.
2. Tylko osoby, które udzielą odpowiedzi na wszystkie pytania będą brane pod uwagę przy wyborze laureatów konkursu.
3. Laureaci konkursu zobowiązani są do podania swojego imienia, nazwiska, adresu, oraz numeru telefonu (dla kuriera) w terminie do 5 dni od ogłoszenia wyników konkursu na maila mayas@onet.eu
4. Wysyłka nagród odbywa się TYLKO na terenie Polski do 30 dni od daty przesłania danych do doręczenia nagrody.
5. Sponsorem nagród jest Lidl Polska i to on pokrywa w całości koszty produktów, oraz doręczenia nagrody do zwycięzców.

62 komentarze:

  1. bal? nieee raczej domowa manufakturę z rodziną. Dziś już moja mama nie robi faworków, lecz był czas gdy razem z nią pomagałem stworzyć te wspaniałe bomby kaloryczne. Ja zawsze robiłem dziurki w faworkach, mama zaplatała, siostra sypała cukrem pudrem, a tata jak to tata pożerał jeszcze ciepłe. Kiedy widzę gdzieś faworki mam tą scenkę w mojej głowie i wracam do czasu beztroskiego życia bez pracy, problemów dorosłego życia.
    przepis:
    mąka - 250 g
    masło - 1 łyżka
    żółtka - 5
    spirytus - 50 g
    sól - szczypta
    smalec lub olej do smażenia
    cukier puder

    Przygotowanie:

    Mąkę przesiewam na stolnicę, dodaję masło i dokładnie siekam.
    Posiekaną mąkę z masłem układam w okrąg, wlewam do środka żółtka, spirytus i sól.
    Ciasto łączę nożem, następnie zagniatam ręką.
    Prawidłowo wyrobione powinno być gładkie i lekko porowate.
    Ciasto starannie rozwałkowuję i kroję w paski o szerokości ok. 3 - 4 cm i długości 8 -10 cm. Każdy pasek nacinam w środku i przekładam przez przecięcie.
    Smażę na rozgrzanym smalcu lub oleju z obu stron na jasnożółty kolor.
    Odsączm z nadmiaru tłuszczu na ręczniku papierowym, następnie oprószam cukrem pudrem wymieszanym z cukrem waniliowym.



    pozdrawiam Marek Starczewski

    OdpowiedzUsuń
  2. witam fajny konkurs dziękuję że mogę sobie powspominać i poprzypominać
    Za moich czasów(bardzo stara nie jestem :D )Zadnych balów się nie urządzało
    dla czego nie wiem ale wiem i pamiętam że robiło się kaloryczne ciasteczka i różne słodycze cieszące podniebienie takie jak
    blok czekoladowy
    chrusty
    pączki
    i
    tort czekoladowy
    kiedyś ciężko było coś kupić więc jak już się coś zdobyło to musiało być zrobione na specjalną okazję ;)
    ja podam przepis na tort z galaretek ponieważ to była ostatnia rzecz jaką zrobiłam wspólnie z mamą :(
    potrzebujemy
    3-różne galaretki w proszku(chodzi o kolory)
    0.5 L mleka
    2 płaskie łyżki żelatyny
    pół szkl.cukru
    cukier waniliowy
    0.5L śmietany 18%
    galaretki zrobić według przepisu na opakowaniu i wylać na płaskie naczynia
    zostawić do zastygnięcia
    mleko podgrzać z cukrem cukrem waniliowym i żelatyną(nie zagotować)
    odstawić do ostygnięcia
    galaretki pokroić w kostkę
    do ostudzonego mleka dodać Smietane i pokrojone galaretki
    razem wymieszać poczekać jak zacznie tężeć i wylać do kwadratowej tortownicy
    wstawić do lodówki lub dać do zimnego pomieszczenia
    po ok. czterech godzinach można się zajadać
    Smacznego
    andzia.andzia1@poczta.fm
    Anna Konik

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.
    Jeśli chodzi o dzieciństwo i zapamiętane przeze mnie przygotowania do karnawału to mam przed oczami(tymi ''przeszklonymi'' lekko łzami wspomnień) obraz rodzinnych przygotowań.Każdy miał swoją ''role''do spełnienia.Był mój brat odpowiedzialny za pompowanie balonów i całą aranżacje.Siostry nigdzie się nie śpieszyły.Nie było potrzeby albo w modzie wychodzić gdzieś na sylwestra.Ten czas był zarezerwowany dla najbliższej rodziny.Tego czasu własnie nam teraz najbardziej brakuje.Ja z mama ''rządziliśmy''w kuchni.Do dziś z wielkim sentymentem piekę babkę cytrynową (nasza tradycyjna na tą okazje),która jest bardzo prosta w wykonaniu.A oto ona:
    Składniki:
    2 cytryny
    kostka masła
    szklanka cukru
    4 jajka
    1/2 opakowania cukru waniliowego
    szklanka mąki pszennej
    1/2 szklanki maki ziemniaczanej
    2 łyżeczki proszku do pieczenia
    Do miski wbić jajka ,2 rodzaje cukru a następnie ubić.Dodać mąkę pszenną,ziemniaczana i proszek do pieczenia.Wszystko dokładnie wymieszać.Dodać sok z cytryny i starta skórkę.Wlać roztopione i przestudzone masło i wymieszać.Ciasto w natłuszczonej i oprószonej mąką formie piec w 180 stopniach przez 55 minut.Po upieczeniu odstawić do ostudzenia.Gotowe ciasto polewamy lukrem lub posypujemy cukrem pudrem.Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  5. W karnawale w domu tańczyliśmy, mama, tata, ja...królowały przeboje Abby, ale tańczyliśmy też krakowiaka, zbójnickiego..:)),przy blasku modnej wtedy wirującej lampy w kolorowe pasy (kto miał ten wie o co chodzi!). A ze słodkości mama robiła "kocie oczka", tak nazywała ciasteczka, dwa połączone kremem, tak jak markizy, tylko górne miało w środku wyciętą dziurkę przez którą prześwitywał krem.
    Do kruchych ciastek potrzeba :
    pół kilo mąki,
    kostkę masła,
    dwa żółtka,
    pół szklanki cukru,
    dwie łyżki kwaśniej śmietany,
    całość zagniatamy, chłodzimy około 1-2 godzin, wałkujemy i wykrawamy szklanką krążki. W połowie z nich w środku małym kieliszkiem wykrawamy "oczko".
    Do tego mama robiła maślany krem kakaowy z:
    kostki masła,
    szklanki pudru i
    dwóch łyżek kakao.
    Proste pyszne, robione tylko w karnawale!

    Asia Matczak
    matula@spoko.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. W moim przypadku nie były to bale, ale zabawy z rodzeństwem i rodzicami. Razem z siostrą przebierałyśmy się w różne postacie, ja pamiętam bardzo lubiłam Pippi. Co do samej zabawy nie była to głośna muzyka, ale raczej wspólne zabawy, oglądanie filmów i słuchanie opowieści taty. Wówczas opowiadał nam o swoich zabawach, a raczej o ich znikomych przebłyskach, o życiu na wsi, o przejezdnym kinie i harcach z rodzeństwem. Wtulałam się w jego ramię czując się bezpieczna, jak nigdy dotąd i czekałam, aż zacznie opowiadać...
    To był dzień, gdzie przenosiłam się do innego świata, całkiem innego od mojego, ale który bardzo dużo mnie nauczył. Przede wszystkim pokory oraz doceniania tego, co się ma. Tata ma talent do opowiadania, zatem całą trójką cierpliwie go słuchaliśmy. Było w tym trochę magii, czaru, strachu, ale dla mnie zawsze był to punkt zwrotny w patrzeniu na świat... Co do rarytasów tego wieczoru, nie były to pączki, nie były to faworki, ale pyszne gofry, które dziś robię dla swoich dzieci.
    Przepis też jest ten sam, otóż musimy przygotować 2 szklanki mąki pszennej, 2 szklanki mleka, 1/3 szklanki oleju roślinnego, łyżeczkę proszku do pieczenia, szczyptę soli, 2 jajka. Teraz należy rozgrzać gofrownicę, wszystkie składniki oprócz białek zmiksować na gładką masę. Białka ubić na sztywną masę i delikatnie wymieszać z ciastem. Piec w gofrownicy przez około 2-3 minuty.

    Gofry mama podawała z domową marmoladą lub bitą śmietaną. Czasem pojawiała się też czekoladowa polewa:)
    Tak wspominam te piękne czasy, które dały mi poznać historię rodziców i dziadków, oraz sprawiły, że czując rodzinny fundament, świat nie miał dla mnie granic!

    Sylwia Gajownik
    anitta03@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapach pieczonych rogalików unosił się w całym domu i miło drażnił nos. Światełko w piekarniku dawało znać że zaraz smakołyki będą gotowe i tylko co chwile zerkałam w jedno kierunku z nadzieją, że to już niedługo nastąpi. Pamiętam dokładnie ten czas- pierwszy szkolny bal na zawsze zapadł mi w pamięć. Na te okazję razem z mamą upiekliśmy rogaliki, znane jeszcze z przepisu prababci. Pyszne, mięciutkie i po brzegi wypełnione marmoladą, idealne na karnawałowe szaleństwa. Bal oczywiście był udany. Przebrana za księżniczkę weszłam radośni z kartonem rogalików do sali i wszyscy się nimi zajadali. Potem bawiliśmy się do upadłego....a na koniec podaje przepis:) polecam każdemu
    składniki:
    -1kg mąki
    -3 żółtka
    -kostka margaryny
    -duża śmietana ( gęsta)
    -paczka drożdży

    Przygotowanie:
    Super proste. Wszystko po prostu mieszamy ze sobą. Gdy wyrobimy wałkujemy ciasto kroimy i zawijamy rogaliki. W każdym oczywiście musi być marmolada-koniecznie twarda. Ostatnim etapem jest umoczenie rogalika w białku i cukrze...a potem pieczemy:) 180stopni aż nabiorą złocistego koloru

    OdpowiedzUsuń
  8. zapomniałam podać adres:) kinpla@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi najbardziej utkwiło w pamięci przygotowania na zabawę choinkową, która odbywała się w szkole podstawowej w sobotę przed feriami zimowymi.Od samego rana razem z mamą i siostrą piekliśmy faworki, które były bardzo chrupiące, potem następowało przygotowanie do zabawy.Ile to było ambarasu, zawsze chciałyśmy mieć nową sukienkę i modnie ułożone włosy. Mama układała nam włosy, a dłonie jej pachniały cukrem pudrem i wanilią. Po zabawie wracałyśmy do domu, gdzie czekały na nas smaczne faworki. Mimo, że często byłam bardzo zmęczona i senna, ale zawsze musiałam skosztować tego smakołyku.Zawsze kiedy jem faworki wracam myślami do tych sobót. Oto przepis: 3 szkl. mąki pszennej, 3 żółtka, szczypta soli, łyżeczka cukru, 1 szkl. kwaśnej śmietany, 1/4 kostki masła, 1 łyżka octu, cukier puder z wanilią do obsypywania, olej do smażenia.

    OdpowiedzUsuń
  10. DZIECIŃSTWO:-)MOJE DZIECIŃSTWO MOŻE I NIE NALEŻALO DO CUDOWNYCH CHWIL W MOIM ŻYCIU...STRATA RODZICÓW W WIEKU 2 LAT...DORASTANIE U BABCI....NO I WŁAŚNIE...CUDOWNE WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA TO MOJA ŚW.PAMIĘCI BABCIA...I MIMO,ŻE MAM 44 LATA PAMIĘTAM DO DZIŚ JAK DBAŁA O MNIE,JAK BYŁA DLA MNIE MAMĄ,TATĄ...I KOCHAJĄCĄ BABCIĄ...TEMAT WSPOMNIEŃ I SMAKÓW Z DZIECIŃSTWA TO IDEALNA OKAZJA ŻEBY WRÓCIĆ MYŚLAMI DO TYCH NIEWINNYCH I SMACZNYCH :-) CHWIL...MÓGŁBYM PRZYTACZAĆ MNÓSTWO SMAKÓW KTÓRE PAMIĘTAM...ALE NAJBARDZIEJ UTKWIŁY MI PRAWDZIWE RUSKIE PIEROGI...BABCIA MIALA KOŹENIE LWOWSKIE A WIĘC DZIEŃ ROBIENIA PIEROGÓW ZAPAMIĘTAŁEM JAKO CAŁĄ CEREMONIE...A MIANOWICIE FARSZ KTÓRY BYŁ PRZYGOTOWANY DZIEN WCZESNIEJ I KTÓRY STAŁ W SPIŻARNI A JA,MAŁY MACIUS PODJADALEM GO GDY TYLKO BABCI NIE BYLO W KUCHNI...DZIEŃ ROBIENIA PIEROGÓW OD RANA BYL DNIEM GDZIE NUE WYCHODZIŁEM NA DWOR Z KOLEGAMI TYLKO CZEKALEM AŻ BABCIA WYJMNIE WIELKA,DREWNIANA TORTOWNICE...POTEM BYŁO WALKOWANIE WAŁKIEM DREWNIANYM I WYCINANIE SZKLANKA KOLECZEK....KOCHALEM TO...POTEM NAKŁADANIE FARSZU...ROBILA TO TYLKO BABCIA :-) TO BYŁA JEJ MISJA...POTEM ZLEPIANIE W KTORYM MOJE PALUSZKI TEZ UCZESTNICZYLY...ALE BABCIA I TAK POPRAWIALA...NO I CHLUP DO WIELKIEGO GARA....GOTOWANIE...NO I WRESZCIE JEDZENIE...SCHODZILY SIE PAMIETAM KUZYNI I SĄSIADKI BO JAZDY LICZYŁ NA WSPANIALEGO,JEDWABNEGO,ROZPUSZCZAJACEGO SIE WRECZ W USTACH PIEROZKA...TEN SMAK MAM DO DZIŚ W USTACH...NIESTETY
    ..NIGDY I NIGDZIE NIE ODNALAZŁEM GO JEDZĄC PIEROGI...NIE MA JUZ TAKICH PIEROGOW...ZASYPIAM ZE SMAKIEM...POZDRAWIAM
    --------------------
    2,5 szkl. mąki
    2 jajka + 2 żótka
    50 g margaryny
    szczypta soli
    2 łyżki kwaśniej śmietany
    2 łyżki wódki lub octu
    cukier puder do posypania i konfitura
    1 łyżka cukru pudru
    olej do smażenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TO PRZEPIS NA CUDOWNE RÓŻYCZKI KARNAWAŁOWE...PRZECUDOWNE I SMAKOWITE...POLECAM

      Usuń
  11. Przygotowania do "zabawy karnawałowej", które szczególnie pamiętam to te ze szkoły podstawowej. W szkole odbywała się choinka na którą bardzo chciałam iść ale niestety przeziębiłam się. Mama w tym czasie była w pracy na drugą zmianę i to Tata miał podjąć decyzję, czy mogę uczestniczyć w choince, czy też mam zostać w domu. Mimo moich usilnych próśb zdrowy rozsądek Rodzica wziął górę i musiałam zostać w domu. Tata był pewny, że na choince zmęczę się i zapocę a w drodze powrotnej nabawię poważniejszej choroby. Nie muszę chyba mówić jak strasznie przykro mi było, że nie będę mogła bawić się razem z koleżankami.
    Jednak Tata mimo, że nam się nie przelewało jeżeli chodzi o finanse udał się do sklepu i nakupował soków, napojów gazowanych, słodyczy i taki mój mały bal spędziłam w domu. Jedna z koleżanek spędziła ten mój karnawałowy domowy wieczór ze mną i moimi siostrami. Do tej pory jak pomyślę o tamtym wydarzeniu jestem szczęśliwa, że Tata zorganizował mi mój własny bal karnawałowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brakuje przepisu, proszę uzupełnić wpis :)

      Usuń
    2. Smakołyki karnawałowe przygotowywane w dzieciństwie, a obecnie już niezwykle rzadko w moim domu to faworki. Największą frajdą było przeplatanie ciasta by nadać faworkom ich wspaniały kształt.
      Przepis:

      Składniki
      3 łyżki śmietany 18%
      1,5 szklanki mąki
      3 żółtka
      50 g masła
      ½ opakowania proszku do pieczenia
      szczypta soli
      1 łyżka soku z cytryny
      1 kg smalcu lub innego tłuszczu do smażenia
      cukier puder do posypania

      Wykonanie:
      W misce wymieszać mąkę ze śmietaną, żółtkami, masłem, proszkiem do pieczenia i solą i wyrobić ciasto. Rozwałkować cienko na powierzchni posypanej mąką. Pociąć na paski na 10 cm długości i 3 cm szerokości. Naciąć na środku na dł. 5 cm i przewlec jeden koniec, tak by uformować faworka.
      Smażyć faworki w głębokim tłuszczu, wkładając po kilka sztuk na raz do tłuszczu. Wyciągać zarumienione faworki po kilku sekundach łyżką durszlakową i odkładać na ręczniki papierowe, aby pozbyć się nadmiaru tłuszczu. Lekko ciepłe faworki posypać cukrem pudrem.
      SMACZNEGO!!! :)

      E-mail: mika.monika@onet.pl

      Usuń
  12. Kiedy byłam małą dziewczynką uwielbiałam bale karnawałowe urządzane w przedszkolu! Zawsze czekałam na nie z podekscytowaniem. Mimo, że za oknem panoszył się szarobury Peerel a w sklepach na półkach przeważnie królował kurz, moja mama, bardzo kreatywna osoba, zawsze potrafiła mi wyczarować jakieś niezwykłe, kolorowe przebranie. Pamiętam, że w pięciolatkach byłam przebrana za Japonkę, mama namalowała mi nawet skośne oczy a kimono powstało ze starego szlafroka. Miałam też przepiękną, delikatną jak chmurka parasolkę: mama na stary stelaż nakleiła pergamin. A w koku miałam wpięte chińskie ołówki;) Wszystkie dziewczynki z mojej grupy (mnie też nie ominęły te porywy serca;)) szalały wtedy za Marcinem, który był przebrany za muchomora:) Z kolei w sześciolatkach miałam być przebrana za Śnieżynkę. Tematem przewodnim balu był stary i nowy rok, miesiące i zima. Niestety pani w ostatniej chwili zmieniła zdanie i przydzieliła mi rolę stycznia! Moja rozpacz była bezgraniczna, ale mama jak zwykle uratowała sytuację. Ze srebrnej dermy uszyła mi buciki i przystroiła je srebrnym łańcuchem choinkowym. Na głowie miałam wianek z białymi listkami i kwiatkami z perełkami – moja mama miała go na głowie, kiedy szła do pierwszej komunii. A krótką, białą sukienkę, w której z kolei moja kuzynka szła do komunii, mama obszyła cekinami, które mieniły się w świetle, niczym płatki śniegu. Udało mi się jeszcze wyprosić od mamy kryształowe klipsy z Jablonexu i tak wystrojona poszłam na bal, zapominając o łzach. Bawiłam się świetnie, bo były tańce w parach i dostaliśmy kolorowe kotyliony, które pomogła paniom zrobić moja mama. I oczywiście były nagrody w konkursach: radzieckie czekolady z ognistym ptakiem na etykiecie (mam ją do dziś, oczywiście etykietę, nie czekoladę:), kredki, pachnące gumki, książki i drobne zabawki. A jeśli chodzi o przysmaki? Dla mnie karnawał to smażone przez babcię na smalcu oponki. Ich zapach roznosił się w całym mieszkaniu! Babcia rozpalała pod piecem w kuchni, roztapiała w garnku smalec i wrzucała do niego okręgi z ciasta, które błyskawicznie nabierały złocistobrązowego koloru i pęczniały. Ich przygotowanie nie było pracochłonne, potrzeba tylko pół kilograma mąki i tyle samo twarogu, cztery łyżki cukru, opakowanie cukru waniliowego, łyżeczkę proszku do pieczenia, jedno jajko i cukier puder do posypania. Babcia wszystko razem mieszała w wielkiej glinianej misie, zagniatała ciasto i rozwałkowywała je na cienki placek o grubości pół centymetra. Ale najlepsze następowało teraz: za pomocą szklanki wycinałyśmy kółka a potem w tych kółkach kieliszkiem – dziurę;) i takie płaskie oponki babcia wrzucała do rozgrzanego w garnku smalcu. Z niecierpliwością czekałam, aż babcia je wyłowi widelcem i ułoży na talerzu przykrytym papierową serwetką. Cukier puder topił się na ciepłych jeszcze oponkach. Takie były najlepsze: ciepłe, chrupkie, słodkie, wprost rozpływały się w ustach. Objadałam się nimi do nieprzytomności;) Niestety tylko babcia potrafiła smażyć takie pyszne oponki, ja – mimo wielu prób – nie umiem dorównać jej kunsztowi. Ale za to mam piękne wspomnienia:)
    (Magdalena Świtała, szczurek7704@gazeta.pl)

    OdpowiedzUsuń
  13. Pamiętam szkolne bale karnawałowe na ,które chodzili moi rodzice. Jako dziecko czułam się jakbym uczestniczyła w tym balu. Uczniowie stroili korytarze szkole i robili kotyliony,które partner kupował partnerce.Co to była za rywalizacja!! Każdy chciał zrobić najpiękniejszy kotylion bo był on podziwiany przez wszystkich uczestników. Mama zawsze miała długą balową suknię, wysoko ufryzowane włosy z przyklejonym brokatem z tłuczonej bombki.Taka wtedy była moda . Mama do golonki piekła chleb na zakwasie.Pachniało w całym domu. Przepis jest prosty i korzystam z niego do dziś. ^60d kg mąki żytniej 720, 3 łyżki zakwasu oraz około 1 szklanki wody / taka na wyczucie/. 30 dkg wymieszać częścią wody plus zakwas. Czekać do wyrośnięcia około 10-12 h potem dodać resztę wody i mąki. Wyrasta od 3-4 godzin.Piekę w temp 230 stopni ,40 minut ilona-ibiza@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Mnie się czas karnawału kojarzy z zapachem ciasteczek "amoniaczków", chyba większość z nas zna dobrze ten charakterystyczny i intensywny zapach. Obok tych ciasteczek nieodłącznym elementem słodkich przekąsek w naszym domu były oczywiście faworki.

    Oprócz zapachu karnawału z dzieciństwa mam nieodłącznie w głowie wspaniałe bale przebierańców w szkole podstawowej. Najmilej wspominam bal w pierwszej klasie podstawowej, na którym byłam czarownicą! W przebrania uszytym przez moją mamę. Ubrana w czarną pelerynę z ręcznie przyszytymi gwiazdkami i długiej czarnej spódnicy do kostek. Kapelusz już to ja pomagałam wykonać mamie. Z dużym rondem, zakończony w szpic, wykonany z czarnego brystolu i z niestarannie poprzyklejanymi gwiazdkami przez 7 - letnią Gosię :). Brakowało mi tylko miotły do wizerunku prawdziwej czarownicy. Do tego czasu mama uszyła mi jeszcze kilka wspaniałych kreacji...nawet suknia ślubna wyszła spod jej rąk. Teraz jednak wiek i wzrok zmusiły ją do zaprzestania szycia. Dlatego przebranie małej czarownicy tak dobrze pamiętam. Niepowtarzalne, uszyte z pasją i miłością dla mnie...

    Moim ulubiony smakołyk karnawałowy jest w wersji fit, jednak jego forma przekazania, smak i szybkość wykonania może również Was urzec.

    WANTED : PRZEPIS NA BATONIKI OWSIANE

    POSZUKIWANY ZA

    - wstrzykiwanie swym ofiarom mega dawki endorfin, głównie za sprawą swojego wspólnika - czekolady

    - ukrywanie w swym zanadrzu mega dawki tajnej broni SSO (Służb Specjalnie Odchudzających) tj. błonnika

    - udział w nielegalnych akcjach podnoszenia poziomu cukrów we krwi z efektem długotrwałym

    - wcielanie małoletnich (orzeszków, rodzynek, ziarenek słonecznika) do składu szajki BATON

    UWAGA: Mimo pozornego wyglądu, silnie uzależnia nawet przy pierwszym spotkaniu z potencjalną ofiarą!


    RYSOPIS

    1,5 szklanki płatków owsianych lub musli
    3/4 szklanki dowolnych zmielonych orzechów
    3/4 szklanki wiórków kokosowych
    1 szklanka ryżu preparowanego (opcjonalnie)
    4 łyżki miodu
    4 łyżki cukru
    150 g masła
    aromat waniliowy

    Polewa: tabliczka gorzkiej czekolady, łyżka masła

    Płatki owsiane przełożyć na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i prażyć w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez 8 - 10 min. Po tym czasie dodać do nich wiórki kokosowe i prażyć kolejne 5 min. Wyciągnąć blaszkę z płatkami do ostudzenia.

    Może zawierać śladowe ilości orzechów, rodzynek, pokrojonych drobno suszonych śliwek, żurawiny bądź nawet kawałki czekolady.


    NAGRODA

    MOŻLIWOŚĆ SCHRUPANIA SCHWYTANEGO


    Pozdrawiam
    Małgorzata Uryga

    fitfunmamarun@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam,
    Czas karnawału kojarzy mi się szczególnie ze smakiem róż karnawałowych,które piekłam z moją babcią(dzisiaj (90 latką).Zawsze wyczekiwałam z niecierpliwością chwili,gdy mogłyśmy je wspólnie przygotować.Wiekszość prac wykonywała moja babcia,a ja jej tylko pomagałam.To ja kończyłam to nasze arcydzieło posypując je cukrem pudrem.Do dzisiaj pamiętam ten ich wygląd,kruchość oraz obłędny smak.Niebo w gębie- tak można je podsumować.Mimo,iż posiadam oryginalny przepis od babci,to nie udało mi się ich upiec.Może kiedyś.... Obecnie w czasie karnawału piekę oponki,chrust oraz pączki z serka homogenizowanego.
    Podaję przepis na róże karnawałowe mojej babci (przepis ma ok.60 lat i pochodzi z kursu gotowania w którym uczestniczyła babcia):
    60 dkg mąki,10 dkg tłuszczu,1 łyżka cukru posiekać,dodać 3 żółtka,szczyptę soli,1 łyżkę spirytusu albo octu,pół szklanki śmietany,wyrobić gładkie ciasto,najlepiej wybić o stolnicę,gdy na cieście pokażą się pęcherzyki,przykryć najlepiej wygrzanym garnkiem i zostawić na 20 minut,ażeby ciasto odpoczęło.Wałkować dość cienko,wykrawać kółka ( 3 wielkości),,każde kółko przekroić z brzegu kilka razy,środek kółka posmarować białkiem i układać po 3 na siebie,od największego do najmniejszego,bardzo dobrze zlepić środek.Wkładać najmniejszym kółkiem na gorący tłuszcz (olej,smalec).Obracać na drugą stronę.Smażyć na złoto.Odsączyć na papierze lub bibule.Posypać cukrem pudrem,na środek każdej róży daćosączoną smażoną wiśnię,kawałeczek czerwonej marmolady albo masę zakolorowaną na różowo.
    A to mój przepis na pączki z serka homogenizowanego:
    1 serek waniliowy
    1,5 szklanki mąki
    3 jajka
    1 łyżeczka proszku do pieczenia
    Mieszamy mikserem serek z jajkami,mąką i proszkiem.Ciasto powinno mieć konsystencję gęstego budyniu.Rozgrzewamy tłuszcz i na gorący kładziemy łyżeczką porcję ciasta.Pączki powinny pływać w tłuszczu.Smażymy z obu stron.Odsączamy i posypujemy obficie cukrem pudrem.
    Smacznego:)

    OdpowiedzUsuń
  16. To wspaniały zbieg okoliczności, a może przypadek, bo moje wspomnienie z dzieciństwa jest właśnie związane z Włochami. Odkąd pamiętam mama pracowała za granicą we Włoszech i mieszkała u włoskiej rodziny. Święta, a później karnawał to był bardzo wzruszający czas ponieważ tylko ten jeden raz w roku widzieliśmy się z mamą. Rodzina u której mieszkała, kupowała dla nas wszystkich bilety i jechaliśmy do Włoch. To był bardzo wzruszający czas, spędzaliśmy go głownie w kuchni przy wielkim stole, gotując i rozmawiając. Na karnawał zawsze przygotowywaliśmy jak to we Włoszech pasty. Makarony w przeróżnych sosach od pomidorowego po carbonarę, makarony z owocami morza i na słodko. Mozarella i inne sery do tego świeżo zerwana bazylia i pomidory, ale coś czego nigdy nie zapomnę i sama robię to do dziś to pizza jaką pierwszy raz jadłam we Włoszech. Pizza z frytkami i parówkami. To było takie połączenie o którym wcześniej nawet nie myślałam. Zapach dzieciństwa to zaparowana kuchnia od makaronu, bazylia pomidory i chrupiące ciasto włoskiej pizzy. Coś wspaniałego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgłoszenie jest niekompletne, proszę dodać przepis :)

      Usuń
  17. Pierwsze skojarzenie z karnawałem to pobyt u babci i robiona przez nią i przez ciocię domowa czekolada. Najlepsza na świecie. Nie do porównania ze sklepowymi. Jako że babcia mieszka z dziadkiem, dziadek z ciotką, ciotka z wujkiem, wujek z dziećmi, jest i było nas zawsze dużo, więc wspominam ten okres bardzo ciepło i rodzinnie. Zwyczajnie. Żadne szkolne bale. Niestety przepis na czekoladę babci jest tajnie strzeżony u babci. Ja natomiast z mamą przygotowywałam kandyzowane jabłka z cynamonem, i robię w swojej wersji do tej pory.

    Składniki:
    6 małych jabłek
    patyczki do wetknięcia
    2 filiżanki cukru
    pół szklanki wody
    2/3 szklanki syropu - cukier trzcinowy (np. monin)
    czerwony barwnik do żywności
    aromat spożywczy cynamonowy, (bądź ewentualnie przyprawa)

    Przygotowanie:
    Woda + cukier + syrop mieszamy w rondelku i podgrzewamy do wrzenia cały czas mieszając. Zdejmujemy z ognia i szybko dodajemy 15 kropel barwnika i cynamon.
    Po wymieszaniu w tak powstałym płynie obtaczamy jabłka nabite na patyki.
    Zostawiamy w pokojowej temperaturze aż stwardnieją.

    Można dowolnie ozdobić jabłka, np. wstążką.

    puzioroksana@gmail.com




    OdpowiedzUsuń
  18. Przygotowania do karnawałowych spotkań kojarzą mi się ze smażeniem chrustów i pączków razem z mamą, kiedy byłam jeszcze małym brzdącem. Zawsze robiłyśmy kilka pater tych smakołyków. Kiedyś mój ukochany pies zjadł niemal całą paterę, kiedy całą rodziną wyszliśmy na chwilę do sklepu. Patera co prawda była zawinięta w folię i postawiona daleko na blacie, jednak Nina (tak miał na imię) jakimś cudem się do niej dobrała. Zjadła niemal wszystkie faworki, zostawiając tylko... trzy! Trzy, po jednym dla każdego z naszej trójki. Nie zapomniała o nas! Na szczęście nic się jej nie stało i się nie pochorowała. Niesamowite... do dziś to wspominam... tym bardziej, że trzy lata temu odeszła w wieku 13 lat... chorowała na nowotwór złośliwy ;-(. Długo nie mogliśmy się otrząsnąć po jej śmierci... ale zawsze gdy ją wspominamy, śmiejemy się z tej sytuacji z faworkami :)

    Co do przepisu, obecnie staram się "uzdrawiać" wszelkiego rodzaju niezdrowe potrawy, tak więc podaję przepis na karnawałowe owsiane mini pączuszki z... dynią!

    WEGAŃSKIE EBELSKIVERS Z DYNIĄ
    /przepis własny/

    70 g mąki owsianej
    10 g wegańskiego zamiennika jajka
    około 80 ml naturalnego mleka sojowego
    80 g gęstego puree z dyni
    1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
    szczypta soli
    łyżeczka syropu daktylowego
    olej kokosowy do natłuszczenia formy

    Wszystkie składniki zmiksować na gładką masę.
    Powinna być gęsta, ale łatwo spływać po łyżce.
    Nakładać do foremek i smażyć w dobrze rozgrzanym wypiekaczu do mini pączków około 4 minut.
    Wyjąć, udekorować i podawać.

    Zdjęcie: http://3.bp.blogspot.com/-XcPzX6j-hh0/VpGJ1NAm3NI/AAAAAAAAK6c/y6r2RdSddPg/s1600/Recipe%2BHealthy%2BEasy%2BSweet%2BBreakfast-1-17.jpg

    Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  19. Hmm...bale karnawałowe z dzieciństwa..piękne czasy i piękne wspomnienia :)
    Kojarzą mi się z mamą,szyciem,śmiechem i galaretką :)a koniec karnawału zdecydowanie z różami karnawałowymi. Co roku na zabawę karnawałową moja ukochana mama szyła mi przebranie ale żeby dobrze się szyło trzeba było chapnąć coś słodkiego. W domu zawsze królowała galaretka pod różnymi odsłonami a w tym czasie zawsze robiłyśmy piankę.Proste i pyszne:)

    Biszkopty dowolnego kształtu i koloru ,
    galaretki różnego koloru, 3
    puszka mleka niesłodzonego skondensowanego

    Biszkopty dowolnie ułożyć na dno tortownicy.

    Każdą galaretkę rozpuścić w 3/4 szkl wody ,wystudzić .

    Mleko skondensowane podzielić na 3 części.

    Każdą część roztrzepać mikserem i do każdej części mleka dolać wystudzoną galaretkę. Jeszcze raz dokladnie wymieszać ,czynności powtórzyć 3 razy i wylewać po kolei na biszkopty.Po każdej warstwie odstawić na chwilę do lodówki.Wierzch udekorować według uznania(najlepiej galaretką ;) )

    Sama też ze swoimi córkami robimy piankę.

    Natomiast koniec karnawału ooo..to było wydarzenie! Rodzice szli na ostatni bal ale wcześniej przychodziła ciocia Gosia z dziewczynkami i piekłyśmy róże.
    Było bardzo wesoło,pracowicie,głośno,słodko,gorąco i...wszędzie pełno mąki :) Starsze dziewczyny(mama i ciocia) robiły, wałkowały, i piekły ciasto.Razem je waliłyśm wałkiem i to była radocha hee.. my wycinałyśmy i kleiłyśmy.Potem już dekorowałyśmy nasze cuda i czekałyśmy na chłopaków (tatę i wujka) Oni zawsze lubili żartować i mówili: Oj nasze kochane kobietki tak się napracowały cały dzień,usiądzcie pszczółki a my zrobimy herbatkę i dostaniecie w nagrodę niespodziankę. I przynosili te nasze róże mówiąc piękne i słodkie kwiatki dla pięknych dam :) Wspominam to z łzą w oku bo..nie ma już mamy :( Ale róże staram się robić ten raz w roku.
    PRZEPIS


    2 szklanki mąki pszennej (lub 300g)
    4 żółtka
    łyżka spirytusu (może być też ocet 6%, ale ja daję zawsze spirytus)
    ½ łyżeczki cukru
    ½ łyżeczki soli
    ok. 5 kopiatych łyżek gęstej, kwaśniej śmietany
    olej lub smalec do smażenia
    cukier puder do posypania (lub cukier puder wymieszany z cukrem waniliowym)
    dowolny dżem lub wiśnie z konfitury


    Przygotować 3- 5 szklanek (kieliszków,literatek lub okrągłych foremek) różnej wielkości.
    Mąkę wymieszać z cukrem i solą. Dodać żółtka, spirytus i śmietanę. Zagnieść ciasto na jednolitą masę. Kolejno przełożyć ciasto na blat i zbijać drewnianym wałkiem ok. 10- 15min. (Należy uderzać wałkiem w ciasto rozpłaszczając go, po czym ponownie zwinąć i znów zbijać wałkiem). Dzięki zbijaniu ciasto będzie jednolite, elastyczne, a po usmażeniu kruche i z dużą ilością bąbelków.
    Ciasto rozwałkować porcjami cieniutko na blacie posypanym lekko mąką. Ważne jest, aby ciasto i blat posypywać, jak najmniejszą ilością mąki.
    Z ciasta wykrawać szklankami (kieliszkami) krążki różnej wielkości. Krążki naciąć w kilku miejscach, aby uformować płatki (dość głęboko, ale nie całkiem do środka). Układać 3- 5 krążków jeden na drugim od największego do najmniejszego tak, aby nacięcia się nie nakładały. Bardzo mocno nacisnąć palcem w środku, aby krążki się zlepiły.
    Róże smażyć na rozgrzanym tłuszczu z obu stron na złoty kolor (Róże włożyć do rozgrzanego tłuszczu najmniejszym krążkiem do dołu). Wyjmować łyżką cedzakową i osączyć na ręczniku papierowym z tłuszczu. Gdy ostygną posypać grubo cukrem pudrem. Na środku każdej róży nałożyć trochę dżemu lub wiśnię.

    Miałam fajne dzieciństwo z którego pozostały przecudne wspomnienia:) i mam z tamtych czasów prawdziwy skarb.Zeszyt z przepisami mojej mamy :)

    Pozdrawiam i polecam róże

    dobra24@op.pl





    OdpowiedzUsuń
  20. Karnawał, więc musi być dobra zabawa i pyszne jedzenie. A ja uwielbiam wszystko co słodkie. Dlatego od dzieciństwa pomagałam w domu w przygotowywaniu ciast, ciasteczek i deserów. W karnawale na moim stole królowały oponki,
    w tłusty czwartek pączki, a na zapusty musiały być chrusty. I te zasady obowiązują dalej.
    Pewnego dnia na moim stole pojawiła się jeszcze jedna pyszna i chrupiąca słodkość - kruche poduszeczki.
    Pamiętam jak dziś, że nie chciałam uwierzyć, że z rozwałkowanego jak na makaron ciasta podczas smażenia urosną takie grube poduchy. Pewnego roku gdy choinka po świętach nie została jeszcze sprzątnięta, dla żartu zdjęłam bombki i zamiast
    niech powiesiłam te pyszne poduszeczki. Domownicy zauważyli to dopiero po kilku godzinach i z zaciekawieniem ściągali je
    z choinki. Uśmiechy na ich twarzach przekonały mnie, że ich upieczenie było dobrym pomysłem.

    Chrupiące poduszeczki
    Składniki:
    500 g mąki
    2 łyżeczki proszku do pieczenia
    2 całe jajka i 1 żółtko
    3 łyżeczki masła
    pół szklanki mleka
    1 kieliszek mocnego alkoholu (najlepiej spirytusu)
    szczypta soli
    cukier puder

    Przygotowanie:
    Wyrabiamy ciasto ze wszystkich składników, rozwałkowujemy je jak na makaron, wycinamy kwadraty i smażymy
    na rozgrzanym oleju. Odsączamy je z nadmiaru tłuszczu i posypujemy cukrem pudrem.

    Pozdrawiam

    Beata

    beacia1978@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  21. Dzień dobry,
    Czytam chrusty i się zastanawiam cóż to może być. Pytam się wujka Google, a to przecież faworki są moje kochane. Droga Marysiu, pierwszy raz słyszę taką nazwę, jak Boga kocham! Ale do rzeczy. Moja babcia nie jest jakąś wielką entuzjastką pichcenia, pieczenia ciasteczek. Jest nowoczesną kobietą na szpilkach i z prawem jazdy. Jednak raz jeden jedyny, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem w jakiś tajemny(?) sposób udało mi się ją nakłonić do zrobienia oponek. Tak to już jest, że jak ma się coś na co dzień tak się tego nie docenia jak ma się to bardzo rzadko - i tak właśnie było wtedy. Pamiętam wszystko, pomimo, że (kobiety się o wiek nie pyta:)) minęło już kilka dobrych lat. Ja - w przeciwieństwie do mojej babci - bardzo lubię gotować, piec więc tamten dzień sprawiał mi podwójną radość. Doceniam takie rodzinne gotowanie, co w dzisiejszych czasach zanika, nad czym swoją drogą bardzo ubolewam, oj bardzo... Moje Panie, ja w życiu lepszych oponek nie jadłam, mięciutkie, puszyste i kaloryczne, ale którą 6-latkę to obchodzi? Bardzo się cieszę, że mam okazję podzielić się tym przepisem, ale prawda jest taka, że nieważne czy robimy kanapki, oponki czy Jambalayę z owocami morza. Ważne jest to, by robić to wspólnie, a wtedy wszystko będzie dobre! Staram się pielęgnować tą tradycję. Ale jeśli chcecie jednak zdobić oponki, to jest ten wspaniały przepis:
    Składniki:
    ser półtłusty
    mąka pszenna
    cukier
    4 żółtka
    1 lekko kopiasta łyżeczka sody oczyszczonej
    szklanka kwaśnej śmietany
    łyżeczka spirytusu
    Dodatkowo:
    tłuszcz do smażenia
    cukier puder do posypania
    Sposób przygotowania:
    Ser przecisnąć przez praskę.
    Mąkę wysypać na blat, dodać ''na oko'' (cała magia tego przepisu:))ser, cukier, żółtka, sodę, spirytus i śmietanę. Zagnieść ciasto. Wziąć kawałek ciasta i dłońmi rozwałkować je na podłużne pasmo. Pokroić na kilkucentymetrowe odcinki i skleić na kształt okręgu. Rozgrzać olej i usmażyć.Posypać cukrem pudrem.
    Polecam,
    Anna
    email: lolania(małpka)o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  22. przepis na ciastka z herbatników ��
    1 szklanka cukru pudru
    200 g dobrej, gorzkiej czekolady
    kandyzowane wiśnie do dekoracji
    Sposób przygotowania;
    Żółtka zmiksuj z cukrem na białą, puszystą masę.
    W drugiej misce zmiksuj masło.
    Czekoladę roztop w kąpieli wodnej.
    Do masła dodaj na zmianę po łyżce rozpuszczonej czekolady i kilka łyżek ubitego jajka z cukrem. Zmiksuj.
    Wstaw do lodówki, aż się schłodzi.
    Gotową masę włóż do szprycy i wyciśnij na herbatniki rozetki z kremu.
    Składaj po kilka herbatników, tworząc błyskawiczne torciki.
    Udekoruj kremem i kandyzowanymi wiśniami.
    Uwielbiam te ciasteczka zawsze robiłam je z babcią na imprezy w szkole to były najlepsze czasy mojego dzieciństa chociaż babci już z nami nie ma kiedy tylko je robię wspominam nie tylko moje klasowe spotkania ale i moja kochaną babcię która zawsze osładzała mi życie. Ile uciechy robiła mi kiedy pokazywała krok po kroku co mam robić a ja i tak mieszałam kolejność ;) na koniec i tak wychodziły pyszne bo ona potrafiła wszystko naprawić. Dziś opanowałam ten przepis do prefekcji;) spróbujcie sami smacznego ;)
    Anna
    aneczkasalek92@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  23. Czas przygotowań do balu karnawałowego był i jest dla mnie czasem pełnym ekscytacji i lekkiego niepokoju. Uwielbiam tego typu przygotowania od zawsze, ale zawsze się boję, że coś się nie uda lub nie trafię w gusta smakowe gości...Jednak taka sytuacja chyba się jeszcze nie przytrafiła, z tego wniosek, że taka wyborna ze mnie kucharka lub takich niewybrednych gości mamy : ) .
    Smakiem, który zawsze towarzyszy nam podczas witania Nowego Roku jest smak pewnej sałatki. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz pomagałam mamie ją przygotowywać byłam pewna, że połączenie takich składników będzie katastrofą. Myliłam się, dziś ta sałatku króluje wśród rodziny, znajomych i zdobywa serca i żołądki wszystkich tych, którzy mieli szansę jej skosztować : )
    2 duże pory
    30dag sera żółtego w kostce
    7jajek ugotowanych na twardo
    puszka groszku konserwowego
    majonez
    keczup
    sół, pieprz.
    Pora obieramy i cienko siekamy, po czym należy go sparzyć. Ser żółty ścieramy na najmniejszych oczkach do miseczki, mieszamy go z keczupem. Na ser żółty dodajemy puszkę groszku. Kolejną warstą są wystudzone pory wymieszane z majonezem. Ostatnią warstwę stanowi jajko starte na najmniejszych oczkach. Wszystkie warstwy doprawiamy.
    Emilia
    dudek.emilia7@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Rytuały noworoczne, karnawałowe i witające coraz dłuższe zimowe dni. W moim domu rodzinnym było to pieczenie pączków u babci i smażenie faworków z mamą. Na szczęście moja mama "wpuszczała" mnie do kuchni już od wczesnego dzieciństwa - sama praktykowałam pieczenie pierwszej pizzy, ciasta zebra i szarlotki sypanej, ale były też takie kuchenne rytuały, do uczestniczenia w których musiałam dorosnąć. Smażenie faworków, w niektórych domach zwanych chrustem, było niemal jak odprawianie czarów w kuchni, które mama rozpoczynała w ostatnich dniach grudnia i powtarzała kilka razy aż do końca karnawału. 






    Zawsze na Nowy Rok pierwszym, wyczekanym deserem były właśnie faworki. Ale zaszczytu ich samodzielnego przygotowywania dostąpiłam dopiero mając ok 16 lat. Przez wcześniejszych 10 lat uczyłam się je robić etapami i to wcale nie w kolejności. Chruściki wymagają długiego stania nad garnkiem z gorącym tłuszczem i mama bała się, że mogę się poparzyć. Początkowo moim zadaniem było przygotowywanie waniliowego pudru, obsypywanie nim usmażonych chrustów i piękne układanie w wysokie stosy na paterach. W wieku ok 10 lat, kiedy młodsza siostra podrosła na tyle, by przejąć sitko z pudrem, doszłam do kolejnego etapu wtajemniczenia, czyli wycinania radełkiem pasków, przekładania faworkowych ogonków i układania gotowych ciastek na tacy, którą mama operowała nad garnkiem z gorącym smalcem. W wieku ok 12 -13 lat miałam już na tyle siły w rękach, że mogłam wykazać się umiejętnością wałkowania ciasta na jak najcieńsze płaty - oczywiście wówczas wałkowałam ciasto ręcznie. Pamiętam, że mieliśmy w kuchni blaty w szarą malutką krateczkę i ciasto osiągało właściwą grubość, gdy owa krateczka już nieco przez nie prześwitywała. Taaak mięśnie ramion całkiem nieźle wtedy ćwiczyłam i miło było słyszeć pochwały mamy. Ostatnim etapem, którego się w dzieciństwie nauczyłam było już samo smażenie, czyli wkładanie długich miękkich pasków ciasta do gorącego tłuszczu. Wkładałam nie więcej niż 4-5szt na raz, żeby nie było im ciasno, gdyż puchły i rosły ogromnie. Pamiętam, że największą sztuką było zrobić ja na tyle cienkie i tak szybko, by miały jak największe "bąble", dzięki czemu były lekuchne i kruche. My lubimy długie, wąskie chrusty, to nic, że się połamią czasem przy jedzeniu. Właśnie w tym jest dla nas ich urok :) I tak przejęłam robienie faworków w domu, do czasu, gdy wyjechałam na studia, ale ciasto, ciasto zawsze przygotowywała mi mama. 


    E-mail x5b@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  25. Najlepsze pączki ever robiła moja babcia...ach co to był za smak, rumiane z zewnątrz i puszyste w środku z domowej roboty pachnącą konfiturą różaną nic nie jest w stanie dorównać euforii która towarzyszyła zajadaniu tych specjałów. A sam proces pieczenia toż to prawdziwy rytułał - długie ręczne wyrabianie ciasta, formowanie zgrabnych kulek, pilnowanie aby nikt wchodząc do kuchni nie zrobił przeciągu aby w spokoju mogły wyrosnąć, no i smażenie w wielkim żeliwnym garnku...a potem już tylko smak jeszcze ciepłych, rozpływających się w ustach łakoci.
    Ja niestety nie umiem powtórzyć tego wypieku i sama robię jedynie pączki wiedeńskie, ale to jedynie namiastka tego cudownego smaku wspominanego z dzieciństwa.
    Składniki ciasto:

    2 szklanki wody
    180 g masła
    2,5 szklanki mąki pszennej
    7 jajek
    szczypta soli
    olej do smażenia
    cukier puder

    Sposób przyrządzenia:

    W rondelku gotujemy wodę z masłem. Gdy woda będzie wrzeć a masło się rozpuści, wsypujemy mąkę pszenną z szczyptą soli i energicznie mieszamy, aby masa się nie przypaliła. Gdy ciasto będzie szkliste i będzie odchodzić od ścianek garnka, zdejmujemy je z ognia i zostawiamy do ostygnięcia. Do wystudzonego ciasta dodajemy po jednym jajku i energicznie mieszamy. Papier do pieczenia tniemy w kwadraty aby na każdym z nich zmieściło się gniazdko o średnicy 5-6 cm, każdy z nich lekko smarujemy olejem. Ciasto przekładamy do szprycy i formujemy na papierze okręgi. W rondelku rozgrzewamy olej minimum do połowy jego wysokości. Olej nie może być ani za zimny, ani za gorący aby pączki nie wchłaniały nadmiernie tłuszczu, ani się nie przypalały. Na rozgrzany olej wkładamy przygotowane na papierze pączki – ciastem do dołu. Papier łatwo odchodzi ale trzeba uważać aby się nie poparzyć. Smażymy ciastka na złoty kolor z obu stron, po usmażeniu odstawiamy aby obciekły i wystygły. Oprószamy pączki cukrem pudrem.

    OdpowiedzUsuń
  26. Witam serdecznie,
    czasy dzieciństwa kojarzą mi się z zabawą zarówno z rówieśnikami jak i tymi z dorosłymi. W okresie karnawałowym moi rodzice ze swoimi przyjaciółmi często organizowali różnego rodzaju zabawy. W przygotowania byli zaangażowani wszyscy. Ja jako, że byłam jedną z najmłodszych chciałam pokazać, że umiem sprostać wszystkim zadaniom co oczywiście nie było prawdą ale duma i mój upór nie pozwalały mi zrezygnować. Dmuchanie balonów przy których wypruwałam sobie płuca były nie lada zadaniem :) ale najbardziej lubiłam pomagać przy dekorowaniu i gotowaniu. Już od małego zasiadałam z mamą i z tatą w kuchni i podglądałam...kosztowałam i pomagałam. Na karnawał u nas zawsze mama robiła pączki, drożdżówki, faworki, róże....tata piekł przepyszne serniki czy makowce...Duży nacisk kładziony był na przekąski i dania ciepłe...jedna z przekąsek bardzo mi smakowała...na liściu sałaty kładziony była różnego rodzaju farsz czy to z serka czy to z szynki czy też jajka...posypywany szczypiorkiem...latami przepis się modyfikował . Teraz kiedy jestem dorosła nadal ta przekąska gości u mnie na stole ale jest troszkę przerobiona. Do tej cudowności smakowitości potrzebujemy
    Cykoria+ serek almette (dowolny smak ja daję zioła albo szczypiorek) odrobina jogurtu ok 1 łyżki i 1 łyżka majonezu, posiekany szczypiorek, 2 jajka na twardo drobno posiekane. Wszystko to łączymy ze sobą doprawiamy sola i pieprzem. Cykorię dzielimy na pojedyncze łódki na każdy dajemy farsz a na górę wędzony plaster łososia. Można również łososia wkroić w pastę i tak podawać...całość skraplamy sokiem z cytryny...posypujemy uprażonym słonecznikiem i szczypiorkiem...gwarantuję znika w mgnieniu oka.

    Pozdrawiam Karolina Ś
    mój @ to 652kika@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeśli chodzi o karnawał, przeważnie to rodzie się gdzieś bawili, ja za to zostawałam u babci. Uwielbiałam ten czas, mimo, że byłam jedynym dzieckiem wśród zaproszonych gości. A może własnie dlatego? Liznęłam wtedy smaku dorosłości siedząc w takim towarzystwie. Ale poza takim smakiem pamiętam też coś na co zawsze czekałam z niecierpliwością. I zdecydowanie nie były to ciasta, czy inne słodkości. to był bigos! Spędzałam u babci przeważnie parę dni- a najfajniejsze w bigosie było to, że to ja decydowałam kiedy mogę pomóc babci przy dorzucaniu kolejnych składników i odrzucić w kąt moje zabawki.

    Przepis, który zapamiętałam:
    Składniki:
    1,5 kg kapusty kiszonej
    0,5 kg kapusty świeżej białej
    1 pęto kiełbasy
    100 g boczku
    250 g wołowiny bez kości
    250 g łopatki wieprzowej
    2 cebule
    2 pomidory
    garść śliwek wędzonych
    150 ml czerwonego wina
    2 łyżki oleju
    3 liście laurowe
    5 ziaren ziela angielskiego
    1 łyżka kminku
    1 łyżeczka majeranku
    sól i pieprz do smaku
    Przygotowanie
    Kapustę kiszoną przepłukujemy pod wodą. Odcedzamy nadmiar soku i drobno kroimy. Kapustę świeżą szatkujemy. Wkładamy je do dużego garnka, zalewamy wrzącą wodą i dodajemy liście laurowe i ziele angielskie. Dusimy około godziny. Kroimy drobno cebulę i podsmażamy do czasu, aż się zeszkli. Dodajemy do niej pokrojoną w plasterki kiełbasę i smażymy aż się zarumieni. W osobnym garnku gotujemy litr wody. Kroimy boczek, wołowinę i łopatkę w kostkę. Gdy woda zacznie wrzeć dodajemy do niej pokrojone mięso. Gotujemy około 20 minut i odcedzamy. Sprawdzamy czy kapusta jest miękka i dodajemy do niej mięso oraz cebulę z kiełbasą. Pomidory sparzamy, obieramy ze skórki i pokrojone wrzucamy do garnkaTeraz daję pomidory w puszce, ale kto wtedy o takich słyszał?! Gotujemy wszystko przezwieeele godzin na małym ogniu, bez przykrycia. Jeśli w garnku brakuje wody, dolewamy ją. Doprawiamy wszystko kminkiem, majerankiem, solą oraz pieprzem oraz dodajemy śliwki.
    Zastanawiacie się pewnie, na czym polegała moja dziecięca rola i sekret babci? Codziennie po obiedzie zostawały jakieś skrawki mięsa, które musiałam pokroić i dorzucić do garnka.


    mój mail:
    szczepaniak.olaa @ gmail.com

    OdpowiedzUsuń

  28. Imprezy w dzieciństwie to było coś 
    Dom pełen rodzinki i przyjaciół. Smaki które pamiętam to m.in. sałatka jarzynowa, wafle z masą czekoladową robioną na bazie mleka w proszku i kakao oraz biszkopt z masą mleczną z krojonymi galaretkami –mniam! Do picia wiadomo czerwona oranżada albo soczki domowej roboty Muzyka z radia albo magnetofonu i tance do białego rana  Nikomu nawet nie przychodziło do głowy aby włączyć TV lub komputer -po prostu nikt go nie miał i nie było internetu ;-) czy ktoś teraz może sobie to wyobrazić? W gości szło się nie raz bez zapowiedzi bo nie było komórek a na tel. stacjonarny ciężko się było dodzwonić jeśli ktoś np. wyszedł na podwórko  Każdy jakoś miał czas na rozmowę , moim zdaniem przyjaciele byli bardziej prawdziwi niż ci obecni z facebooka, których z reguły nie ma jak się ich potrzebuje. Przygotowywanie jedzonka w kuchni to była masa śmiechu i wygłupów –efekty działań nie zawsze udane ale zabawa przednia. Pamiętam jak w wieku 8 lat dodałam do ciasta całą buteleczkę aromatu cytrynowego i zrozumiałam że czasem trzeba zachować umiar ;-)

    Przepis na moje ulubione ciasto z galaretkami krojonymi:
    biszkopt:
    1/2 szklanki maki tortowej
    1/2 szklanki maki ziemniaczanej
    4 jaja
    1 szklanka cukru
    1 łyżeczka proszku do pieczenia
    cukier waniliowy
    tłuszcz do formy
    Wykonanie:
    Utrzeć żółtka z cukrem waniliowym ,białka ubić z cukrem na sztywną pianę i połączyć z utartymi żółtkami. Następnie ostrożnie dodać mąkę i proszek do pieczenia, dokładnie wymieszać. Całość wylać na przygotowaną blachę i upiec w temperaturze 170 stopni około ½ godziny.
    masa:
    3 galaretki różnego koloru
    4 jajka
    kostka masła
    1 szklanka cukru
    3 łyżki żelatyny
    0,5 l mleka
    aromat np. pomarańczowy

    Wykonanie masy:
    Galaretki (kolorowe) rozpuścić każdą z osobna w jednej szklance gorącej przegotowanej wody, ostudzić i pokroić w kostkę.
    Żelatynę rozpuścić w 0,5 l mleka przegotowanego - ciepłego - białka ubić z cukrem na sztywną pianę - w osobnej misce zmiksować masło z żółtkami oraz paroma kroplami aromatu pomarańczowego - do tej masy dodać ubite białka - dodać letnią żelatynę - dodać pokrojone schłodzone galaretki Delikatnie mieszać, aż masa zacznie tężeć ,szybko wyłożyć na przekrojony biszkopt, posypać cukrem pudrem. Bożena bozena.r@poczta.fm

    OdpowiedzUsuń
  29. Pączki karnawałowe mojej babci są najlepsze bo...mają nadzienie z powideł śliwkowych robionych przez moją babcię, która ma dzisiaj już 85lat. i są smażone w misce na rozgrzanym piecu kaflowym.To całym rytuał: 1 porcja jest pieczona dzień przed ostatkami, bo wnuki muszą oczywiście w szkole pochwalić się z rana świeżutkimi pączusiami a dzieci w pracy.2 tura w dzień właściwy, oczywiście z podwójnej porcji, bo musi zostać na następny dzień.BYŁO PYSZNIE.Dziś pączki robi moja mama, a babcia nadzoruje. Ja robi pyszny andrut , jako przekąski do szkoły swoim dzieciom na bal karnawałowy.Oto PRZEPIS:
    -1szkl.cukru + 1szkl.mleka + 1 palma + 2 łyżki kakao - to zagotować
    po wystudzeniu wymieszać z 1,5 szkl. mleka w proszku - masa idealna !Sprawdza się od lat.
    Pozdrawiam
    Ewelina Pezda
    Bielsko-Biała
    e-mail.ewela.76@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. Karnawał..kojarzy mi się z naprawdę wspaniałą zabawą. Rodzice wraz ze znajomymi, którzy mieli dzieci w podobnymi wieku organizowali zawsze wspólne imprezy w tym okresie. Wszyscy przychodzili na nie koniecznie w PRZEBRANIU! Warunek był jeden,a mianowicie musiał to być strój wykonany własnoręcznie :) W sklepach i tak było trudno o cokolwiek, a więc każdy miał "włączoną" opcję kreatywne wykorzystanie przedmiotów codziennego użytku :) Muszę przyznać, że chyba dzięki temu zarówno ja, jak i mój brat będąc dorosłymi ludźmi nadal mamy bujną wyobraźnię i często robimy "coś z niczego". Gdy nasze kostiumy były już gotowe przygotowywaliśmy wraz z mamą smakołyki. Każdy przynosił bowiem coś od siebie, by nie obciążać gospodarza nadmiernymi kosztami. Pamiętam ciasto serowe tzw. "domek" budowane z herbatników, sałatkę z marynowanych grzybków, tatara wołowego i moje ulubione drożdżowe racuchy-pączuchy z cukrem pudrem. Teraz często smażę je moim dzieciom, bo one również je wprost uwielbiają. Składniki na 5 porcji to:
    0,5 kg mąki (może być orkiszowa,pszenna jasna, pełnoziarnista lub pół na pół)
    około 250 ml ciepłego pełnotłustego mleka
    25 g świeżych drożdży
    100 g cukru pudru
    2 jajka
    Drożdże mieszamy z odrobiną mleka i cukru. Odstawiamy do wyrośnięcia na 15 minut. Mąkę mieszamy z cukrem, dodajemy jajka, mleko i wyrośnięte drożdże. Mieszamy dokładnie do uzyskania konsystencji gęstej śmietany. Ciasto odstawiamy do wyrośnięcia.
    Racuchy smażymy na rozgrzanym (nie za gorącym) oleju lub smalcu do zrumienienie. Uwaga rosną na patelni. Wspaniale smakują posypane cukrem pudrem lub z domową konfiturą.
    Życzę smacznego.
    Dodam, że ciągle kultywuję zwyczaj karnawałowych domówek wraz z dziećmi. Sami nadal przygotowujemy sobie kostiumy i powiem wszystkim, że to WSPANIAŁY CZAS spędzony rodzinnie. Racuchy są stale w naszym imprezowym menu, a oprócz nich szereg pysznych przekąsek wymyślanych również przez nas samych. Lubimy być kreatywni. Chętnie byśmy zagospodarowali taką wspaniałą nagrodę :)

    Pozdrawiam serdecznie
    Małgosia Kamińska (maje@vp.pl)

    OdpowiedzUsuń
  31. Moje wspomnienie to oczywiście pączki
    Pamiętam jak lata temu gdy byłam mała pomagałam nieporadnie mamie w kuchni .
    Wspominam to z wielkim sentymentem bo mamy od dawna nie ma z nami .
    Na szczęście zostały cudowne przepisy z których często i chętnie korzystam .
    Powiem nieskromnie że przepis który posiadam jest rewelacyjny i wszyscy się zajadają pączkami mojej mamy .Rozdałam już masę przepisów na nie i przyznam że teraz praktycznie wszyscy znajoma je robią .
    Musicie koniecznie je spróbować a na pewno będziecie pysznie zadowoleni ��

    70 dkg mąki tortowej
    10 dkg drożdży
    6 żółtek
    3/4 szklanki cukru
    Szczypta soli
    3/4 szklanki mleka

    Rozczyn :
    Drożdże wymieszać z częścią ciepłego mleka i 2 łyżeczkami cukru , pozostawić do wyrośnięcia .

    Pozostałe mleko wlać do rondelka , dodać resztę cukru , masło i sól . Podgrzać do rozpuszczenia się masła .
    Do przesianej mąki dodać wyrośnięte drożdże .
    Po kilku minutach dodać ciepłe mleko z masłem , żółtka i zapach ramowy lub waniliowy ( w razie potrzeby dodać mąkę by ciasto odchodziło od ręki ).
    Ciasto pozostawić do wyrośnięcia .
    Formujemy pączki do środka wkładają marmoladę (najlepiej własnej roboty �� ).
    Pozostawić do wyrośnięcia .
    Pączki smażymy w garnku na trzech kostkach smalcu . Smażymy pod przykryciem ale tylko jedną stronę , z drugiej już bez przykrycia .
    Gotowe pączki , odsączamy z tłuszczu ręcznikiem papierowym i posypujemy cukrem pudrem lub polecamy cukrem .
    Musicie koniecznie spróbować !!!
    Smacznego :)
    Pozdrawiam cieplutko Mariola .
    mwkedzierscy@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  32. Okres karnawałowy z swojego dzieciństwa wspominam przede wszystkim jako domówki organizowane przez rodziców. Aromat przypraw, pieczone mięsa z wykwintnymi dodatkami, kawa parzona w ekspresie podawana w towarzystwie wyjątkowych karnawałowych ciasteczek pomarańczowych z nutką cynamonu. Urodziłam się w czasach kiedy cytrusy były synonimem luksusu, czegoś niedostępnego a jednocześnie niezwykle egzotycznego i upragnionego. Nie można ich było ot tak po prostu kupić...ale tuż przed tzw prywatką, mama przynosiła do domu pomarańcze. Tylko kilka. Nie wiem do dziś jak udawało się jej zdobyć te owoce. Pewnie musiała wystać je w ogromnej kolejce. Ale zawsze trafiały do domu w karnawale, a ja upajałam się ich smakiem. Zachwyciło mnie w nich wszystko - słoneczna barwa, cudowny smak i przepięknie pachnąca skórka, którą razem z mamą przygotowywałam do kandyzowania. Zapach pomarańczy zawsze wypełniał Nasz dom w czasie karnawału. Dziś pomarańcze są czymś powszechnym ale w moim domu co roku w dużych ilościach pojawiają się nie na święta ale tradycyjnie na karnawałową domówkę. Przepis niczym sztafeta przekazywany przez pokolenia na ciasteczka pomarańczowe ( trochę zmodyfikowany ).




    Składniki :
    300 gram mąki,
    150 gram kandyzowanej skórki pomarańczowej,
    1 łyżeczka startej skórki z pomarańczy,
    80 gram cukru,
    1 żółtko,
    1 opakowanie cukru waniliowego,
    2 łyżki soku z pomarańczy,
    150 gram zimnego masła,
    po szczypcie mielonego cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków i imbiru.
    Przygotowanie :
    Wymieszać mąke z cukrem, cukrem waniliowym oraz przyprawami. Dodać obie skórki z pomarańczy, zimne posiekane masło, żółtko i sok z pomarańczy. Zagnieść szybko ciasto i wstawić je na około godzinę do lodówki. Na stolnicy posypanej mąką rozwałkować ciasto i wycinać z niego ciasteczka. Układać je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i piec około 12 - 15 minut w temperaturze 170 - 180 stopni Celcjusza. Przestudzone ciasteczka polukrować i posypać kandyzowaną skórką pomarańczową. Kruche, bardzo pomarańczowe, pachną moim dzieciństwem i przyjemnie chrupią podczas karnawałowej imprezy.






    adres e-mail natalia473@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  33. Jak karnawał to karnawał, który kojarzy mi się z pączkami i poduszką z pierza, które piekłam z moją mamą w rodzinnym domu właśnie na poduszce z pierza. Może to dziwnie brzmi ale pączki wyrastały na poduszce z pierza. Pamiętam, że zawsze jak piekłyśmy sypał śnieg może to dziwne ale tak zawsze było a pączki były smaczniejsze. A jak były pączki to przychodziła cała rodzinka. Co ciekawe na tej poduszce bardzo szybko rosły i za nim skończyłyśmy robienie ostatnich pączków to pierwsze można już było piec.
    A oto podaję przepis:

    1 kg mąki tortowej pszennej typu 450
    1 litr mleka
    8 żółtek
    4 łyżki cukru
    15 dag drożdży
    cukier waniliowy
    2 łyżki octu
    trochę margaryny – zawsze daję ok 2 łyżek margaryny

    Dodatkowo: olej do smażenia, cukier puder do posypania bądź lukier do polukrowania pączków oraz marmolada z róży do środeczka pączków.

    Z drożdży, 1 łyżki cukru i niewielkiej ilości mleka przygotować zaczyn. Pozostałe składniki poza mlekiem dać do miski. Jak drożdże podwoją swoją objętość dodać do pozostałych składników i zacząć wyrabiać ciasto stopniowo dodając ciepłe mleko ( tak dokładnie to do tych pączków biorę ok 3/4 l mleka w przeciwnym razie będzie trzeba dodać mąki bo będzie ciasto bardzo luźne). Po wyrobieniu ciasta ( jest ono dość lużne ) zacząć formować małe pączki i układać na poduszce z pierza posypanej mąką aby się nie przyklejały. Gdy położy się ostatniego to pierwsze można już piec.


    adres e-mail: martaknoblauch@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  34. Moi rodzice mieli dużo znajomych i często się spotykali a w karnawale to były bardzo wystawne i uroczyste spotkania – na stołach było dużo pysznego jedzenia ( mimo iż to były bardzo siermiężne czasy w Polsce ), Panowie przychodzili w eleganckich garniturach a Panie w pięknych sukienkach lub garsonkach ( często same szyły bo w sklepach były pustki ). Kiedy już wszyscy sobie pojedli zaczynały się tańce – mieliśmy duży przedpokój więc on służył za parkiet a my dzieciaki mieliśmy do dyspozycji swój pokój pełen balonów i serpentyn, nie wiem jakim cudem zdobywanych przez naszych ojców. W dzień przyjęcia od samego rana mama się „kręciła „ po kuchni z bardzo przejęta miną a szczególnie wtedy kiedy zaczynała przygotowywać to co wszyscy uwielbialiśmy najbardziej – PĄCZKI – mama była i jest w ich przygotowywaniu mistrzynią . Pamiętam jak przestępowałam z nogi na nogę i co chwilę pytałam mamy kiedy będą te pączki a ona niecierpliwie machała ściereczką i przeganiała mnie z kuchni. Słyszałam jak ręcznie uciera żółtka z cukrem na wspaniały, puszysty kogel mogel, czułam trochę drażniący zapach drożdży rozpuszczanych w mleku i bajeczny aromat ścieranej skórki pomarańczowej. Potem słyszałam odgłosy wyrabianego ciasta ( takie plask plask ) a potem była już cisza i zamknięte drzwi od kuchni a to oznaczało, że ciasto drożdżowe na pączki „rośnie „. Ten czas wyrastania ciasta był nielubiany przeze mnie bo nie wolno było wchodzić do kuchni aby nie robić przeciągu i nie wolno było hałasować a wszystko po to aby ciasto nie opadło. Ten czas oczekiwania był ciężki dla mnie bo nie mogłam się doczekać pączków ale mama osładzała mi go miseczką, w której były resztki kogla mogla, który z zapałem wylizywałam. Po długim czasie mama ponownie wkraczała do kuchni i robiła piękne, okrąglutkie paczusie a ja czułam się dumna bo mogłam nakładać do ich środka słodką marmoladę ( niejedną łyżeczkę wkładałam zamiast do pączka to do swojej buzi ). I potem znowu czas strasznie się dłużył bo teraz pączki musiały urosnąć a kiedy to już się stało mama smażyła je w dużym garnku wypełnionym rozpuszczonym i wrzącym smalcem i po chwili w wielkiej misce lądowały piękne, brązowe pączki, które swoim obłędnym zapachem doprowadzały do zawrotów głowy. Mama nie pozwalała mi jeść gorących pączków bo to niezdrowe ale zawsze ją ubłagałam chociaż na kawałeczek a kiedy już ostygły mama je pudrowała i układała na pięknych szklanych paterach – wyglądały jak malowane  a smakowały jak………..trudno powiedzieć bo były po prostu cudem, Do dzisiaj uwielbiam pączki i cała moja rodzina ale ja ich nie robię bo wiem, że mama jest tutaj mistrzynią i nie ma szans zrobić ich tak dobrze jak ona więc zawsze uszczęśliwia mnie i moją rodzinę w karnawale tymi delicjami – wnuki szaleją za pączkami babci tak jak ja w dzieciństwie. Jednak i ja robię a w zasadzie smażę co nieco w karnawale – rozetki, takie z foremki i maja one wielką zaletę – robi się je bardzo szybko .
    SMAŻONE ROZETKI
    Składniki:
    1 duże lub 2 małe jajka
    1 łyżeczka cukru
    1 szklanka mleka
    1 szklanka mąki pszennej
    olej lub smalec do smażenia
    cukier puder do posypania
    można opcjonalnie dodać odrobinkę spirytusu aby ciasto nie chłonęło za bardzo tłuszczu

    .

    Jajka, cukier, mleko i mąki zmiksować na gładkie ciasto. Ciasto powinno być odrobinę bardziej gęste niż naleśnikowe (w razie potrzeby dodać 1 lub 2 łyżki mąki). Otrzymane ciasto odstawić na godzinę do lodówki.
    Tłuszcz rozgrzać do temperatury 190ºC. Przyrząd do rozetek włożyć na chwilę do gorącego tłuszczu, by się rozgrzał. Następnie zanurzyć w cieście, w taki sposób, by ciasto nie zakrywało góry foremki (inaczej nie będzie można ściągnąć upieczonego ciasteczka). Natychmiast przenieść do tłuszczu i smażyć do zarumienienia.

    OdpowiedzUsuń
  35. Moja odpowiedz będzie inna...Najpiękniejszym moim wspomnieniem ....lub smakiem karnawałowym jest dzień mojego wesela... Podam wam wszystkim mój tajemny przepis....
    Szczypta słodkiego podniecenia, garstka słonego zapomnienia
    Odrobina kwaśnej irytacji, łyżeczka pikantnej sensacji
    Dodawać po połowie, by zamieszać wszystkim w głowie
    Mililitr łagodności, maksimum unikalności
    Łagodne orzeźwienie ucierać wraz z marzeniem
    Skropić nieśmiałością, doprawić smak czułością
    Posypać głębokim westchnieniem i udekorować serca mocnym uderzeniem
    Wszystko na mus zmiksowane, do cud pudełka wlane
    Można najpierw spróbować, bo lepiej nie ryzykować
    Weź trochę na palec i sprawdź czy nie wyszedł aby zakalec
    Przygotuj się na kulminację to znaczy degustację
    Doprowadź inne do skraju wściekłości, a swego mężczyznę rozpal do czerwoności
    Nałóż najpierw odrobinę, rób do tego dobrą minę
    Rozprowadź, wklepuj, wygładzaj spokojnie, postaraj się teraz o wszystkim zapomnieć
    Ten zapach obierze cię z niepotrzebnej skromności i wyciśnie do reszty soki namiętności
    Poczekaj aż czar sam zacznie działać, teraz dopiero się postaraj
    Specjał rozpali płomień miłości, podgrzeje szczyptą rozkosznej czułości
    Pobudzi zmysły, rozgrzeje ciało, będziesz myślała to mało, wciąż mało
    Podgrzewaj, rozpalaj, by chciał tu i to zaraz
    Dodawaj więcej na górze i dole, aż do momentu gdy stracisz kontrolę
    Gdy wreszcie osiągniesz szczyt uniesienia, poczujesz słodki smak spełnienia
    Aż trudno uwierzyć, że tyle dobrego może dać miłość ukochanego :)
    kropka010@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  36. Oj pamiętam. . Pamiętam jak mama piekła paczki dla naszej 5...i jak tylko ktoś otworzył drzwi do kuchni, to był krzyk. .. zmniejsz te drzwi !!! Bo paczki nie wyrosną.Pamiętam też
    jak każdy szukał sobie pudełka po butach, żeby zabrać paczki do szkoły, dla całej klasy. I tak przez całą podstawowke, a i w liceum mama dbała o zoladki moich kolegów i koleżanek ;)
    Przepis na "mamine" paczusie :)
    1 kg mąki
    10 dkg drożdży
    10-15 dkg cukru
    ok. ½ litra mleka
    6 żółtek
    1 całe jajo
    100 g rozpuszczonego masła
    ½ laski wanilii lub 1 op. cukru waniliowego
    1 kieliszek spirytusu
    sok i skórka z 1 cytryny
    konfitury lub powidła do nadziewania
    1kg tłuszczu do smażenia
    Wykonanie:
    Drożdże rozpuścić z cukrem. Szklankę mleka lekko podgrzać i zalać nim drożdże. Wymieszać całość, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
    Do duzej miski wsypać pozostałe składniki: mąkę, resztę cukru, żółtka, jajko, wanilię, spirytus, sok i skórkę z cytryny. Masło rozpuść i odstawić do przestudzenia.Dodac drozdze do pozostałych składników i wyrabiac ciasto. W razie konieczności dodawać pozostałe mleko. Na koniec dodać masło i wyrabiac aż ciasto będzie odchodzić od ścianek miski, albo od rąk.
    Przykryc miskę i odstawić do wyrośnięcia na około pół godziny - godzinę po tym czasie ponownie zagnieść ciasto i lepić pączki! Rozwałkować ciasto na grubość około 1 cm i wyciąć szklanką krążki. Na wierzchu każdego ułożyć łyżeczkę marmolady ( może być pomieszane z konfitura z róży ) i dokładnie sklejać krążek tworząc kulkę.
    Układać pączki w dużych odstępach na wysypanej mąką blaszce, przykryć i odstawić do wyrośnięcia (muszą podwoić rozmiar).
    Tłuszcz rozpuścić w dużym rondlu i podgrzać do około 180 stopni (do jeszcze zimnego tłuszczu można dodać kieliszek spirytusu). Po upieczeniu wykładać na ręcznik papierowy w celu odsaczenia nadmiaru tłuszczu. SMACZNEGO !!!!
    Joanna Neznal
    neznal76@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  37. Kiedy byłam małą dziewczynką bardzo lubiłam kiedy zbliżały się Święta. Wiedziałam, że potem będzie sylwester i wielki karnawał gdzie będę mogła jeść pyszne pączki z kwaśnym nadzieniem i chrupiące faworki. Cieszył mnie czas kiedy rodzice zawozili mnie do babci i tam razem z młodszą kuzynką pomagałyśmy przy pączkach. Babcia robiła pączki z głowy bez przepisów tak na oko z konfiturą z owoców z działki, która była mega kwaśna i mega pyszna. Pączki były oszukane bo babci się nie przelewało i nie mogła sobie pozwolić na przepis z dużą ilością żółtek marnując przy tym białka. Jej pączki mimo, że oszukane były najlepsze jakie jadłam i nigdy nie udało mi się zrobić takich jak ona. Poprosiłam ja o przepis i dziele się z wami: 5 ugotowanych i przeciśniętych przez praskę ziemniaków, 50 g drożdży, 0,5 kg mąki, 3 jajka, pół szklanki cukru, łyżka octu i 100 g masła. Wszystko połączyła i wyrobiła na jednolitą masę. Czekała aż wyrosło i lepiłyśmy malutkie kuleczki nadziane kwaśną konfiturą. Babcia smażyła pączusie na smalcu i obtaczała w metalowej misce w cukrze pudrze. Smak idealny niezapomniany.Kiedy pączusie były zrobione wychodziłyśmy na korytarz(babcia mieszka w bloku i dzieli wspólnie z 5 sąsiadami duży korytarz)i częstowaliśmy wszystkich sąsiadów. Wszyscy zbierali się na korytarzu i rozmawialiśmy śmiejąc się i jedząc to co każdy przyniósł do wieczora. Było miło, wesoło i pachniało pączkami.
    paulina miśkowiec
    paulinka020591@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  38. Karnawał - okres marzeniowej rozpusty podniebienia, taniec w deszczu barwnego konfetti i papierowych serpentyn. Pamiętam, że u mnie był to czas niesamowicie kreatywny, ponieważ samodzielnie tworzyłam stroje: moja stara drewniana komoda z rzeźbionymi uchwytami skrzypiała, zachęcając tajemnicą tworzenia - a wylewały się z niej strumienie brokatów, bibułek karbowanych,cekinów,guzików, brystoli, muślinów, tasiemek, cyrkonii, klejów, farb, puszków, tkanin wszelakich, z których powstawały królewskie szaty,suknie księżniczek,kocie maski, kapelusze wiedźm najstraszniejszych i serdecznych wróżek, kowbojskie buty, berła, korony i opaski dzikich piratów. Wtedy też wkraczałam do kuchennego zakątka mojej mamy i wraz z nią dokonywałam gastronomicznych czarów: były pączki nadziane różaną konfiturą,z chrupiącą skórką, jeszcze gorące obtaczane w sypkim pudrze, karmelizowane jabłka oraz gruszki, truskawki i owocowe galaretki sowicie ozdobione grubymi kryształami cukru, faworki sympatycznie skwierczące w kotle z całą masą złotego oleju i wtórujące im fantazyjnie postrzępione karnawałowe róże z dżemowym oczkiem na samym środku, i budyń waniliowy z czekoladowym sosem rodzynki nasączone rumem, fury orzechów, i lemoniada cytrynowa, od której wszystkim kwaśniały miny, lecz osładzały się serca, parująca herbata hibiskusowa z płynnym miodem, mocna czarna kawa odurzająca aromatem, dla dorosłych szampan w zielonej butelce,stosy warzywnych mini-kanapeczek, ziemniaki zapiekane z czosnkiem oraz serem, wielki piec,z którego buchał żar, rozbawione oczy, śmieszne historie, w tle muzyka, dziecięce teatrzyki, gry w karty, chińczyka i warcaby - klimat nie do powtórzenia, bo to świat widziany oczami dziecka:)

    Ulubiony smakołyk - Budyń waniliowy z sosem czekoladowym i bakaliami:

    Składniki (na solidną rodzinną porcję):

    Budyń waniliowy:

    3 szklanki mleka
    1,5 szklanki śmietany 36%
    225 g cukru
    9 żółtek
    4,5 łyżki mąki ziemniaczanej
    1,5 łyżki mąki pszennej
    150 g masła (tego 82%)
    1 łyżeczka aromatu waniliowego

    Sos czekoladowy:

    4,5 łyżki masła
    4,5 łyżki mleka
    5 łyżek cukru
    3 łyżki gorzkiego kakao
    1 łyżeczka aromatu rumowego

    Dodatkowo:

    rodzynki
    orzechy włoskie
    orzechy laskowe
    migdały
    jabłka uprażone na maśle z cynamonem

    Niezbędne:

    garść uśmiechu
    szczypta serdeczności
    ogrom zaufania
    cała masa rodzinnego ciepła
    multum fantazji

    Sposób przygotowania:

    2,5 szklanki mleka zagotować z cukrem, wlać aromat - zagotować. Pozostałe 0,5 szklanki mleka zmiksować z żółtkami i mąką, po czym dodać do masy i energicznie mieszając (by nie powstały grudki) gotować do momentu uzyskania konsystencji gęstego budyniu. Rozlać do pucharków.Wierzch oblać sosem czekoladowym (powstałym z zagotowania podanych składników), oprószyć rodzynkami, orzechami laskowymi, włoskimi, migdałami. Na sam koniec przyozdobić łyżką jabłek wcześniej podprażonych na maśle ze szczyptą cynamonu. Schłodzić.

    Najważniejsze:

    Tworzyć, serwować i spożywać w atmosferze rodzinnego ciepła, z nieograniczoną wyobraźnią, której wtóruje uśmiech, tak po prostu: zaledwie tyle i aż tyle:)

    Łączę pozdrowienia: Justyna - kontakt mailowy: blacklady90@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że do składników na budyń niepostrzeżenie wtargnęła mi śmietana kremówka, której powinno tutaj nie być - ona wiodła prym w ptysiach, dodatkowo przekładanych śliwkowymi powidłami, na wierzchu do połowy oblanymi deserową czekoladą; najmłodsi przegryzali nimi leguminę, nikt nie dbał o kalorie, panowała powszechna radość - co za czasy:) Łączę pozdrowienia. Justyna (blacklady)

      Usuń
  39. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  40. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  41. Mój pierwszy bal karnawałowy w przedszkolu...
    Wybłagałem mamę, żebyśmy upiekli mój ulubiony smakołyk, czyli babeczki czekoladowe (przepis poniżej). Mama uległa moim namowom. Niestety w tym czasie sporo pracowała i piekliśmy babeczki przed samym wyjściem na bal. Byłem bardzo podekscytowany, pomagając jej w kuchni. Tak bardzo, że zapomnieliśmy o przebraniu! Jak każdy w naszej grupie, śniłem, by być najlepszym piratem. Zakładaliśmy się z chłopakami, kto będzie najlepiej wyglądał. No to chyba przegrałem... Mama w popłochu, że nie mam kostiumu użyła swojej nad-kreatywności. Przeszukała wszystkie kąty w mieszkaniu i... o Eureka!, znalazła wyjątkowy strój- pudełko po telewizorze! Z racji innych czasów i ogromnych telewizorów, mogłem się w nie zmieścić. Mama wycięła otwory na ręce i otoczyła pudełko kolorowym papierem. Jej wyobraźnia podpowiedziała jej, że w tym roku będę przebrany za... prezent! Jeszcze dla zwieńczenia dzieła dostałem olbrzymią kokardę na czubek głowy. Myślałem, że spalę się ze wstydu. Zabraliśmy ze sobą pyszne babeczki, dzięki którym miałem zdobyć serce Lenki- koleżanki z grupy. Już wtedy znałem powiedzenie "przez żołądek do serca". No teraz to chyba nawet one nie zadziałają, skoro jestem wystrzałowym prezentem.
    Całą drogę do przedszkola obmyślałem, jak zrobić atut z mojego przebrania. Mam! Mogę spokojnie wejść na bal! Otwieram drzwi. Wszyscy już są. Maciej przebrany za pirata, Michał za pirata, Arek za pirata, Błażej za pirata, Krystian za pirata, Oskar za pirata, Krzysiek za pirata i Artur też za pirata. Do tego wszystkie dziewczynki to księżniczki, a z nich Lenka najpiękniejsza. I wchodzi pudło po telewizorze z olbrzymią kokardą na głowie, czyli ja. Tego zdziwienia wszystkich kolegów nie zapomnę do końca życia. Któryś z chłopaków krzyknął zdezorientowany: Za kogo się przebrałeś? A ja z dumą odpowiedziałem: Jestem nadzwyczajnym prezentem, który przygotowały piękne księżniczki dla dzielnych piratów. Wszyscy zamarli w bezruchu. Trwało to ok 30 sekund i ważyło o reszcie mojego życia. Albo zaakceptują ten fakt albo wyśmieją. Serce waliło jak oszalałe. Już zaczęły pojawiać się wypieki na twarzy, pot spływał pod warstwa papierowego pudla. I nagle wszyscy chórem wydali okrzyk zdumienia: Wooooooooow! Byłem uratowany. Wszyscy chcieli się ze mną bawić. Najpierw dziewczynki- księżniczki przygotowywały cudny prezent - niespodziankę, by posłać go chłopcom- piratom. Ja ukrywałem się, a piraci szukali prezentu, który traktowali jak zaginiony skarb. Radości nie było końca. Zwieńczeniem zabawy było poczęstowanie Lenki czekoladowym smakołykiem. Radość, która pojawiła się na twarzy Lenki zrekompensowała mi wszystkie upokorzenia dnia dzisiejszego. Lenka usiadła i chciałem się do nie przysiąść, ale ogromny karton uniemożliwiał mi przyjęcie pozycji siedzącej. W czasie moich usilnych prób zajęcia krzesła, do Lenki czym prędzej przysiadł się Michał. Tak zakończyła się moja przygoda z pierwszym balem karnawałowym. W kolejnym roku większość chłopców chodziła przebranych za pudła, a ja mogłem już być prawdziwym piratem. Ta sytuacja nauczyła mnie wiele dobrego. Po pierwsze przepis na cudowne muffinki, które piekąc zawsze przywołują to wspomnienie. Po drugie, od tej pory stałem się indywidualistą i już nigdy ślepo nie podążałem za innymi. Tak jest do dziś. Jestem sobą!


    Mufiny czekoladowe

    Suche składniki:
    250g mąki
    2 łyżeczki proszku do pieczenia
    150 g cukru
    0,5 łyżeczki sody
    3 łyżki kakao
    tabliczka gorzkiej czekolady (Najlepiej 70%)

    Mokre składniki:
    250 ml mleka
    100 g rozpuszczonego masła
    1 jajko

    Przygotowanie:
    Piekarnik nagrzać do 220 stopni. Składniki wymieszać w osobnych miskach. Mokre składniki wlać do suchych. Wkładać ciasto do wysokości 3/4 foremki. Piec przez ok. 15-20 minut w 220 stopniach.
    I gotowe!

    Pozdrawiam
    Piotr
    konsultacjeaktorskie@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  42. Wtedy zawsze za oknem było mnóstwo śniegu, babcia co wieczór rozpalała ogień w kominku, a mama często pichciła coś smacznego, rozgrzewającego, aromatycznego... Karnawał właśnie kojarzy mi się z kulminacją zimy i zabawą, którą co roku organizowaliśmy w naszej wiejskiej świetlicy :) Najlepszą częścią był długi, wesoły korowód sanek ciągnięty przez konie wujka, smażenie kiełbasek na ognisku i... pyszne pączki mamy! Co roku przed rozpoczęciem wielkiej karnawałowej fiesty w naszej kuchni dosłownie wrzało. Od gwaru, śmiechu, zapachów i roboty. Mama z babcią ugniatały ciasto, ja z siostrami wycinałyśmy piękne kształty, kuzynka zajmowała się nadziewaniem, a tata smażył :) Dobra, rodzinna robota. Jednego roku do kilku pączków powkładaliśmy orzechy, a osoby, które później na nie trafiły, musiały wykonywać karne zadania ;) Ależ było zabawy :) To najpiękniejsze, karnawałowe wspomnienia... Wspomnienia, do których warto wracać - czuć tamtą radość, smak i zapach...

    Przepis:

    Ciasto:

    Szklanka mleka,
    50 g świeżych drożdży,
    0,5 kg mąki pszennej,
    szczypta soli,
    4 łyżki cukru,
    1 całe jajko,
    4 żółtka,
    smalec do smażenia

    cukier i sok z cytryny na lukier

    marmolada z dzikiej róży (wyjątkową robiła moja babcia :))

    Receptura:

    Do lekko podgrzanego mleka dodajemy pokruszone drożdże, cukier i łyżkę mąki. Rozczyn pozostawiamy w cieple na około 15 minut.

    W międzyczasie do dużej miski lub na stolnicę przesiewamy mąkę i mieszamy ze szczyptą soli oraz łyżką cukru. Gotowy rozczyn mieszamy z mąką i utartymi jajkami z cukrem. Ciasto wyrabiamy do momentu aż będzie miękkie i sprężyste. Pod koniec można dodać do niego 3-4 łyżki roztopionego masła. Gotowe ciasto lekko rozwałkowujemy i wycinamy szklanką kółeczka. Z kółeczek lepimy pączki i odstawiamy na około 30 minut. Wyrośnięte smażymy na smalcu. Lekko ostudzone nadziewamy i polewamy lukrem :)

    Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  43. Witam serdecznie wszystkich smakoszy karnawałowych pyszności!

    Okres poświąteczny zawsze kojarzy mi się głównie z jednym wspomnieniem a mianowicie starym zeszytem babci wyciąganym z zabytkowego kredensu i opowieścią o naszej cioci Apolonii, która wyjechała z Polski zaraz po II wojnie światowej.
    To była rodzona siostra mojego dziadka, który zawsze za nią bardzo tęsknił gdyż była najmłodsza z jego rodzeństwa.
    Niestety tylko raz była w odwiedzinach u swojej polskiej rodziny gdy miałam chyba 6 lat. Właśnie był to okres karnawału a co roku u dziadków organizowano rodzinne potańcówki w ogromnym pokoju na parterze. Zjeżdżała się chyba cała rodzina bo zawsze było kilkanaście osób dorosłych i ośmioro dzieci oprócz mnie i mojego brata. I właśnie chyba w 1996 roku na nasz rodzinny bal przyjechała ciocia z Holandii i przywiozła ze sobą pyszne pączusie ryżowe i rolki dla mnie, to wtedy były raczej takie kółeczka przypinane do butów ale do dziś je wspominam;)
    Co roku potem pączusie królowały na naszym stole karnawałowym i co roku babcia opowiadała historie, które wspominał dziadek o swojej najukochańszej siostrze.
    Do dziś przygotowuję je dla swoich już gości ale zawsze przed oczami mam ten stary przepis spisany na pożółkłych kartkach babcinego zeszytu.
    Z lat dzieciństwa najbardziej potem zapamiętałam zapach gotującego się ryżu i moje walki z dziadkiem do orzechów w kształcie wiewiórki bo do pączusiów ryżowych cioci Apolonii trzeba było wyłuskać 3 łyżki orzechów włoskich a że przed domem dziadków rósł piękny stary orzech, który zaopatrywał co roku całą rodzinę w pyszne bakalie to mnie przypadało zadanie aby przygotować babci niezbędny składnik.
    A oto przepis na:

    Holenderskie pączusie ryżowe cioci Apolonii

    Składniki:
    -3 łyżki orzechów włoskich,
    -2 łyżki kandyzowanych wiśni (lub odsączonych wiśni z kompotu),
    -4 łyżki rodzynek,
    -1 łyżka rumu,
    -1/2 l mleka,
    -szczypta soli,
    -3 łyżki cukru,
    -20 dag ryżu ( najlepiej okrągły),
    -3 łyżki masła,
    -skórka otarta z 1/2 cytryny i 1/2 pomarańczy,
    -2 jajka,
    -1 dag drożdży,
    -5 łyżek mąki,
    -3 l oleju.

    Wykonanie:

    Orzechy i wiśnie grubo posiekać. Rodzynki opłucz na sitku, osusz, skrop rumem i odstaw na godzinę, aby przeszły smakiem alkoholu.
    Mleko zagotuj z solą i 1 łyżką cukru. Na wrzątek wsyp ryż, gotuj przez 10-12 minut na maleńkim ogniu.
    Cały czas mieszaj by ryż się nie przypalił.
    Zdejmij z ognia, dodaj masło i wymieszaj. Przygotowaną masę przestudź do temperatury pokojowej.
    Jajka umyj, oddziel żółtka od białek. Do masy ryżowej dodaj żółtka, otartą skórkę z cytrusów i pokruszone drożdże.
    Całość wymieszaj stopniowo dodając przesianą mąkę i bakalie.
    Białka ubij na sztywną pianę z pozostałym cukrem, ostrożnie połącz z przygotowaną masą.
    W głębokim garnku rozgrzej olej i za pomocą 2 dużych łyżek formuj pączki z masy.
    Smaż porcjami po 5-7 minut z obu stron.

    I to cały rodzinny przepis przywieziony z dalekiego kraju przez raz widzianą przeze mnie ciocię.

    Miłego pieczenia i smacznego;)
    Pozdrawiam wszystkich smakoszy karnawałowych słodkości.

    Danuta Pargulska
    danusia.pa@interia.eu




    OdpowiedzUsuń
  44. Pamiętam spotkania karnawałowe z moimi sąsiadkami, gdy byłyśmy w pierwszych klasach podstawówki. Nasze mamy się przyjaźniły i zawsze w karnawale urządzały nam taki mini bal. Ubierałyśmy się w najlepsze sukienki i w zależności od tego, czy impreza odbywała się u nas w domu, czy u sąsiadek albo przygotowywałyśmy karnawałową dekorację pokoju i przekąski, albo brałyśmy jedzenie i ruszałyśmy do sąsiadek. Z tych spotkań najbardziej pamiętam właśnie smaki. Były tam pączki z różaną konfiturą, przygotowywane przez mamę sąsiadek, były grubo posypane cukrem pudrem faworki smażone przez moją mamę, i jeszcze takie „makaronopodobne” coś, co smażyło się na oleju, przypominało trochę małe precelki i wszystkie chrupałyśmy to z zapałem. Nie licząc naszych mam, było nas na tych spotkaniach cztery i każda usmażona porcja tych makaronowych precelków znikała błyskawicznie, a my stałyśmy nad patelnią obserwując smażące się precelki i dopytując nasze mamy, kiedy będzie gotowa kolejna porcja tych smakołyków.
    To był cudowny beztroski czas. Nikt nie martwił się o to, że przytyje, że je tłusto, albo niezdrowo. Wszystko, co z takim zapałem wsuwałyśmy z sąsiadkami było przecież takie kaloryczne, smażone i niezdrowe, a jednocześnie takie pyszne. Do dziś pamiętam te smaki. A potem grałyśmy w planszówki i tańczyłyśmy do ulubionej muzyki.
    Najbardziej smakowały mi pączki z konfiturą z róży. Mama sąsiadek robiła ją własnoręcznie, zbierając latem kwiaty z dziko rosnących w pobliżu krzaków róż.

    Przepis na pączki z domowej roboty konfiturą z róży:

    Przepis na konfiturę jest banalnie prosty
    Jak najwięcej płatków róży,
    Dwa razy więcej (wagowo) cukru
    Sok z cytryny
    Kieliszek wódki
    Wszystkie składniki uciera się w makutrze, aż dokładnie się połączą i zaczną przypominać z wyglądu konfiturę. Zgarnia się to wówczas do wyparzonych słoików, zakręca i stawia w ciemnym i chłodnym miejscu – najlepsza będzie do tego piwnica albo lodówka. W zimie taka konfitura to prawdziwy rarytas. Bez sztucznych dodatków, bez żadnych ulepszaczy, a taka pyszna.

    Pączki:
    Kilogram mąki pszennej
    Dwie szklanki mleka
    Kostka (10dkg) drożdży
    Pół szklanki cukru
    2 jajka
    6 żółtek
    Pół kostki roztopionego masła
    Szczypta soli
    3 łyżki spirytusu
    Do ciepłego mleka dodajemy łyżkę mąki, łyżkę cukru i pokruszone drożdże, mieszamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na 15 minut. Mąkę przesiewamy i dodajemy do niej szczyptę soli. Jajka i żółtka ucieramy z resztą cukru do białości. Do miski z mąką dodajemy drożdże i utarte z cukrem jajka, mieszamy i wyrabiamy ciasto. Do wyrobione ciasta dodajemy roztopione masło i spirytus, zagniatamy razem i odstawiamy do wyrośnięcia pod ściereczką na co najmniej godzinę.
    Kiedy ciasto podwoi objętość wykładamy je na posypaną mąką stolnice i jeszcze chwilę wyrabiamy, a następnie rozwałkowujemy. Z ciasta szklanką wycinamy kółka, na środek każdego kładziemy łyżeczkę nadzienia i zlepiamy kulkę. Kulkom pozwalamy rosnąć jeszcze jakieś pół godziny, a następnie smażymy je na rozgrzanym oleju w dużym, szerokim garnku po około 1,5 minuty z każdej strony. Usmażone posypujemy cukrem pudrem.


    OdpowiedzUsuń
  45. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  46. Bale karnawałowe z dzieciństwa kojarzą mi się z tak zwanymi "kanapkami ze wszystkim". Były to po prostu malutkie kanapeczki z mnóstwem składników. Była na nich i sałata, i ser żółty, szyneczka, pomidorek, ogórek, papryka, jajko na twardo, kapka ketchupu i majonezu, wszystko posypane szczypiorkiem. Choć dziś powracam do takich kanapek bardzo często i zawsze przywołują miłe wspomnienia. Podczas imprezy karnawałowej zaserwowałabym ich inną odmianę.
    Potrzebujemy do nich:
    bagietkę
    6-9 plastrów szynki serrano
    1 kulkę mozzarelli
    ser camembert
    10 suszonych pomidorów
    świeże zioła (bazylia, mięta, oregano)
    garść kiełków (np. rzodkiewki lub brokuła)
    oliwa
    pieprz
    Wykonujemy je w bardzo prosty sposób. Szynkę i pomidory kroimy w paseczki. Mozzarellę rwiemy na niewielkie kawałki. Bagietkę kroimy na plastry, lekko skrapiamy oliwą i podpiekamy chwile na patelni grillowej. Na każdej grzance układamy kawałek szynki, mozzarelli, pomidora, sera camembert. Posypujemy kiełkami i ziołami. Na koniec oprószamy świeżo zmielonym pieprzem. I gotowe. Szybko, smacznie i prosto.

    OdpowiedzUsuń
  47. Zdecydowanie robienie koreczków. Składniki dowolne – czego dusza zapragnie. Ser, oliwski, korniszony, pomidorki, kabanosy, feta i cała masa innych. Do wyboru do koloru.
    Zbiera się cała damska część rodziny – 3 pokolenia. Każdy tworzy swoje wersje i wtrąca się do konkurencji. Ale ostatecznie i tak wychodzi arcydzieło. A przy okazji można sobie pogadać od serca i nadrobić zaległości w rodzinnych ploteczkach. A smak jest nieziemski. Praktycznie tylko tym się zajadałam podczas takich imprez. Pychotka.

    OdpowiedzUsuń
  48. Przygotowanie do karnawału to czas z który wiąże się mnóstwo wspomnień. Moja mama zawsze angażowała nas wszystkich do wspólnych prac domowych i bynajmniej nie chodziło jej o to byśmy ją wyręczali bo zawsze miała przy nas jeszcze więcej pracy :) Gdy byłam młodsza zawsze się dziwiłam po co mamusia tak zacięcie nalega by wszystkie prace wykonać wspólnie. Dziś patrząc z perspektywy dorosłego człowieka dobrze wiem, że chodziło jej o coś nadzwyczajnego - o tworzenie rodzinnej więzi, wzmocnienie poczucia rodzinnej wspólnoty i tworzenie w naszych głowach momentów, które kiedyś przełożą się nam na piękne wspomnienia. Chociaż balu nigdy nie urządziliśmy to mimo wszystko karnawał zawsze świętowaliśmy bardzo hucznie. Ot taki rodzaj domówki dla dorosłych. Krojenie sałatek, mieszanie ich z majonezem i wreszcie smakowanie, które było najlepszym elementem przygotowań. Buzie umorusane majonezem, rozradowane serduszka i rozpierająca nas duma, że dzieło naszych rąk smakuje tak wspaniale były zdecydowanie bezcenne. Niezapomniane z pewnością pozostały mi oponki, których tworzenie powielam w swoim domu już od długich lat. Z 0,5 kg twarogu, 3 jajek, 3 łyżek kwaśnej śmietany, 3 łyżek cukru, 3 szklanek mąki, łyżeczki sody oczyszczonej i cukru waniliowego niezdarnymi rączkami wyrabialiśmy ciasto z którego szklanką wykrajaliśmy kółka. W kółkach z kolei kieliszkiem tworzyliśmy otwory by uzyskać pożądany kształt przypominający miniaturę opony. A później smażenie na głębokim tłuszczu za które zawsze odpowiedzialna była mama. Musiało być ich zawsze dużo, bo wieczorem zawsze drzwi naszego domu otwarte były dla rodziny i przyjaciół. Nieziemski smak puszystych, jeszcze ciepłych oponek nie miał sobie równych. I nawet jeśli robiliśmy oponki w jakiś inny dzień roku to nigdy nie dorównywały smakiem tych karnawałowych tworzonych z miłością. Zupełnie jakby oponki wzbogaciły się smakiem naszego zjednoczenia i doprawiły radością płynącą z wspólnych przygotowań. Dzięki zwyczajom i zasadom jakie zaszczepiła w nas mama swoim własnym przykładem dziś potrafię szukać bliskości i wzmacniać rodzinne więzi. Jak mówi mój mąż jestem prawdziwą królową domowego ogniska. I chociaż podłoga kleiła się od ciasta, a cukier puder osłodził nawet firanki to naprawdę nie miało znaczenia. Bo dom można posprzątać, oponki prędzej czy później znikną z talerza, a jednak w głowie pozostaje to co najpiękniejsze - wspaniały przykład dany nam przez mamę i cudowne wspomnienia do których powrót nawet w trudnych chwilach pomaga chociaż na chwilę odejść od materialnych przedmiotów i setek spraw do załatwienia i tak po prostu cieszyć się chwilą!

    kasia2006222@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  49. Ojojojojo! Pączki z konfiturą różaną. Babcia miała piekny ogród ze "starymi' roślinami. Dzisiaj mamy juz wymyślne krzewy i kwiaty....ona miała róże. Pamiętam jak rano budziła mnie, zeby zebrać najpiekniejsze róże. Wtedy tego nie lubiłam, nie lubiłam tej konfitury, tych przygotowań ...oooooch NIE NIE NIE!

    I przychodziła zima, ostatki, i Babcia od 3 "pompowała" ciasto drożdżowe ... 397, 398, 399, 400! (podobno ręcznie wyrabiane ciasto, ma byc pompowane 400 razy).
    Niestety nim dorosłam do pieczenia i "sama zrobie" Babcia odeszła. Do tej pory nie umiem zrobić wyśmienitego ciasta drożdżowego o pączkach nie wspomnę. Ale przygotowania, zapach i smak tych pączków pamiętam do dzisiaj i z dzika chęcią robiłabym je teraz dla rodziny...niestety ...

    Przepis? Noooo nie umiem :( Za to trzeba iść do kultowej cukierni w mieście i zamówić 50 pączków ;0 Choć taka namiastkę mam karnawału :D

    OdpowiedzUsuń
  50. Bale karnawałowe, jej kiedy to było... :)
    Był taki jeden, którego nie zapomnę chyba do końca życia. Bal, który właściwie się nie odbył. To znaczy odbył się ale my na niego nie dotarliśmy. Ale od początku. Mój ówczesny narzeczony zaprosił mnie po raz pierwszy na rodzinne wyjście wraz z jego rodzicami. Pamiętam, że bardzo się denerwowałam lecz jeszcze bardziej chciałam dobrze wypaść. Postanowiłam, że jako prezent dla Państwa K. zrobię karnawałowe faworki. Włożyłam w nie tyle serca ile tylko byłam w stanie. Zaklinałam je by przyniosły mi szczęście i bym zapunktowała w oczach rodziców ukochanego. Kiedy dotarłam pod wskazany adres byłam tak zdenerwowana, że chcąc wręczyć paczuszkę pani domu, potknęłam się i wysypałam całą jej zawartość na długą, czarną suknię gospodyni. Zapach faworków rozniósł się po całym domu a słodki lukier pięknie przystroił materiał sukni. Wyobrażacie sobie moje przerażenie? Do dziś się sobie dziwię, że nie zemdlałam ani w tej chwili ani w następnej, kiedy to mama narzeczonego zaczęła się śmiać. Stałam tak w progu oniemiała, niezdolna nawet do wytarcia łez kapiących mi po policzkach. Gdy gospodyni przestała się śmiać, wzięła mnie za ręce i zapytała "Kochanie czy skoro ja mam zepsutą kreację a Ty makijaż możemy powiedzieć naszym panom, że jednak zostaniemy dziś w domu bo tak bardzo nie chce mi się iść na ten bal? Właściwie już od tamtej chwili nie mogłam uwierzyć, że trafił mi się taki skarb w osobie teściowej. A faworki? Te które ocalały były przepyszne, choć to chyba za sprawą serca, nadziei i wiary jaką w nic pokładałam bo sam przepis jest bardzo prosty:

    -500 g mąki pszennej
    -5 żółtek
    -szczypta soli
    -3/4 szklanki gęstej kwaśnej śmietany 18%
    -2 łyżki rumu
    -tłuszcz do głębokiego smażenia - najlepiej olej kokosowy
    cukier puder do posypania
    Do przesianej mąki dodaję żółtka, sól, śmietanę i rum. Dobrze wyrabiam, owijam w folię i odkładam na 40 minut w pokojowej temperaturze. Wybijam ciasto wałkiem (im więcej pęcherzyków tym lepiej_ i znów odkładam na 40 minut ale tym razem do lodówki. Tak przygotowane ciasto cienko rozwałkowuje, wyrajam paski (około 5x15cm), przecinam je w środku i przekładam jeden koniec przez środek. Smażę na gorącym oleju z obu stron na złoty kolor, odsączam nadmiar tłuszczu papierowym ręcznikiem i na koniec posypuję cukrem pudrem. Smacznego :)

    OdpowiedzUsuń
  51. MUSZELKI Z PROUSTEM W TLE

    Przyznaję się... nigdy nie dokończyłam lektury I tomu "W poszukiwaniu straconego czasu". Nic na to nie poradzę - to nie jest typ literatury, którą czytuję z przyjemnością, żadna ze mnie przecież erudytka. :-) Jedyny fragment, który sobie cenię, to słynny ustęp o magdalenkach ciotki Leonii - a to dlatego, że sama niekiedy doświadczam takiej psychologicznej ciekawostki, zwanej popularnie "fenomenem Prousta"...
    W swojej kolekcji wspomnień z dzieciństwa mam takich magdalenek bez liku. Chcę Wam przedstawić jeden z najważniejszych smaków definiujących moje "szczenięce lata" - o dziwo, z magdalenkami Prousta związany nie tylko metaforycznie, ale i... formalnie. ;-)

    To MUSZELKI!

    Tak, tak, z banalnej formy do magdalenek można wyczarować nie tylko delikatne biszkopciki rodem z literatury... Można też za jej pomocą przywołać wspomnienie słonecznych, zimowych popołudniowych spacerów po ulicy Szerokiej - tuż po moim wyjściu z zerówki, których ukoronowaniem była wizyta w jednej z pobliskich cukierni i zakupienie wielkiej niczym dziecinna dłoń słodkiej muszelki z dżemem i czekoladą... Uwielbiałam te ciastka - krucho-piaskowe, rozsypujące się delikatnie na języku, słodko połączone marmoladą truskawkową, dla której kontrapunkt stanowiła lekka gorycz polewy czekoladowej. To było ukoronowanie spaceru. I specjalne danie, które pojawiało się przy wyjątkowych okazjach także w zerówce - na balikach karnawałowych, na dniu Matki, na Gwiazdce... Kupne, nie domowe, oczywiści.

    Wspomnienie wróciło niedawno, kiedy - przeglądając ofertę jednego ze sklepów internetowych - natknęłam się przypadkiem na silikonową formę do magdalenek. Ależ to było olśnienie! I choć wciąż jeszcze pracuję nad przepisem na krucho-piaskowe ciasto, choć tym razem wybrałam foremkę na drobne, małe ciasteczka (a tamte dawne muszle były duże - jak dłoń), choć daleko im do tej cukiernianej perfekcji, mogę już dziś potwierdzić, że nastąpił nawrót mojej muszelkomanii z dzieciństwa. Chcecie się zarazić? No to do roboty!


    PRZEPIS NA MUSZELKI Z DZIECIŃSTWA
    czyli Proust podrasowany

    Składniki:

    1/2 kg mąki
    12 dag cukru pudru
    1 kostka Kasi
    4 żółtka
    1 łyżka domowego cukru waniliowego

    oraz

    ulubiony dżem (u mnie aktualnie: dyniowy z dodatkiem skórki pomarańczowej)
    czekolada do roztopienia (u mnie mieszanka mlecznej i deserowej)

    Przygotowanie:

    Z podanych składników zagnieść ciasto, a następnie wylepić nim foremkę do muszelek (nie za grubo, niech w ciastkach pozostaną wgłębienia na dżem).

    Piec około 10-12 minut w temperaturze 170 stopni Celsjusza (z włączonym termoobiegiem).

    Po upieczeniu wyjąć z formy (same z niej wyskakują) wystudzić. Połowę ciastek posmarować dżemem, nałożyć na każde drugą połowę i skleić. Czekoladę roztopić na parze w płytkim, szerokim naczyniu. Zanurzać w niej każdą muszelkę do połowy, odkładać na papier lub folię i studzić.

    Muszelki najlepsze są na drugi dzień, gdy ciasto już nieco zmięknie od dżemu.
    O ile, oczywiście, dacie im czas zmięknąć i dojrzeć - ja miewam z tym problemy... ;-)
    Oto moje wspomnieniowe ciastka, ukochana potrawa z dzieciństwa i smakołyk, który obowiązkowo gości na stole - nie tylko w Święta! :)

    Smacznego!

    OdpowiedzUsuń
  52. Czas dzieciństwa wspominam bardzo, bardzo miło. Zawsze z babcią albo z mamą coś w kuchni razem się pichciło. Moja babcia uwielbiała piec ciasto drożdżowe z kruszonką i gdy już się upiekło, chowała przede mną i moja siostrą w szafki w kuchni. I gdy np wychodziła na strych albo do sklepu to ja wyjadałam kruszonkę z tego ciasta, pycha. Pamiętam również, że moi rodzice kiedyś przywieźli z Rosji takie specjalne foremki, do pieczenia ciastek z ciasta francuskiego , zamaczało się foremki w cieście i wkładało na rozgrzany olej. I gdy już były gotowe kładło się na talerzyk i posypywało cukrem pudrem. Kiedyś to były czasy, szkoda że teraz tak już nie jest ale cieszę się, że mam wspaniałe i bardzo miłe wspomnienia z lat dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  53. Wywód mój zacząć muszę od przyznania się do pewnej rzeczy: przez wiele, oj bardzo wiele lat byłem kulinarnie bezpłodny, a to dlatego, że z moich starań nie rodziło się nic zjadliwego. Miałem ogromne problemy z najprostszymi czynnościami w kuchni przez co byłem utrapieniem mojej mamy. Ale moja wspaniała rodzicielka właśnie w czas karnawału (tak dawno to było, że nie pamiętam dokładnie roku), czyli w czas integracji i zabawy, wymyśliła mi zajęcie na miarę moich możliwości. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że wymyślone przez nią danie, a raczej przystawka, stanie się moja domeną na dłuuuuuugie lata. Czegóż takiego nauczyła mnie mama? Robienia koreczków! Proste? Proste! Smaczne? Jeszcze jak! I co najważniejsze wreszcie mogłem zrobić coś sam. Jupi! Od tamtego karnawału znam swoje miejsce w szeregu (choć nauczyłem się gotować) i wracając do rodzinnego domu na czas karnawału od razu biorę się za koreczki. I wszyscy są zachwyceni, a ja może mniej dumny niż kiedyś, lecz dalej zadowolony. Jakie koreczki zasmakowały mojej rodzinie? Otóż składniki to:

    -pół kilograma żółtego sera,
    -kilogram kiełbasy krakowskiej,
    -słoik papryki w zalewie słodko-kwaśnej,
    -słoik ogórków kiszonych,
    -wykałaczki,
    -dużo wykałaczek,
    -jeszcze więcej wykałaczek,
    -dobry humor i inwencja.

    Wszystkie jadalne składniki kroimy w kosteczkę, której wielkość zależy od apetytu. W trakcie krojenia wymagane jest podjadanie, ja tam zawsze wyżeram. Następnie bierzemy w dłoń pierwszą wykałaczkę. W międzyczasie podjadamy jeszcze troszkę. W kolejnym kroku nabijamy na wykałaczkę składniki w dowolnej kolejności, doświadczenie jednak podpowiada by jako fundamentu użyć najstabilniejszej części naszej układanki czyli sera żółtego. Gdy już skończymy nabijanie, przekładamy koreczki na talerz i zjadamy te sztuki, które się na niego nie zmieściły. Tak wspaniałe danie ustawiamy na stole i wszystkim gościom chwalimy się nim. Oto mój sposób na koreczki.


    Pozdrawiam

    skrzydlak007@wp.pl


    OdpowiedzUsuń